Z jednej strony nieuchronnie zbliżamy się do początku procesu normalizacji polityki monetarnej za oceanem, co wraz z umocnieniem dolara wyraźnie ciąży na amerykańskich indeksach – część analityków przewiduje nawet, że pierwsze podwyżki stóp procentowych nastąpią już w czerwcu. Z drugiej strony jednak gorsze odczyty makro z tamtejszej gospodarki pozwalają przypuszczać, że proces ten będzie odłożony w czasie. Spadek sprzedaży w amerykańskich sklepach miał miejsce po raz trzeci z rzędu. Co jednak bardziej istotne, inna była struktura sprzedaży – wskazująca na słabszy popyt ogółem. Po gorszym grudniu i styczniu, w których zniżka spowodowana była głównie sytuacją na rynku paliw, w ubiegłym miesiącu niższa była też sprzedaż samochodów czy poziom wydatków budowlanych. Na razie jest zbyt wcześnie, by podać jednoznaczny powód tej sytuacji – mogą nim być zarówno warunki pogodowe, niższy przyrost wynagrodzeń powstrzymujący konsumentów od zwiększonych zakupów czy zaburzenia w dostawach towarów importowanych w efekcie strajków w portach przeładunkowych na Zachodnim Wybrzeżu USA. Słabsza konsumpcja przełoży się też na niższe tempo wzrostu PKB w USA w I kw.

Uważam, że po wzroście indeksu S&P500 w okolice 2060 pkt możemy ponownie doświadczyć większej aktywności podaży.