Nie ma przy tym wątpliwości, że wydarzenia na krajowym podwórku determinują czynniki globalne – najlepiej świadczy o tym dysproporcja czerwcowych zmian WIG20 oraz mWIG40 i sWIG80. Blue chips tracą trzy razy bardziej niż małe i średnie firmy. To pochodna także czynnika politycznego, ale chyba nie warto przeceniać jego znaczenia. Wszak sektor bankowy, który w powszechnym przekonaniu byłby najbardziej narażony na wdrażanie w życie pomysłów wyborczych prezydenta elekta, w tym miesiącu traci mniej więcej tak samo, jak cały WIG20.

W tej sytuacji kluczem do dalszej koniunktury jest zachowanie giełd na świecie, a zwłaszcza amerykańskiej, która jak dotąd w dość ograniczonym stopniu w porównaniu z Europą i emerging markets doświadczyła korekty. Pierwsza poważna rysa na krótkoterminowym obrazie S&P 500 już się pojawiła. W czwartek indeks przełamał linię trendu biegnącą po kolejnych dołkach od 11 marca. Najważniejszym testem z punktu widzenia średniookresowej koniunktury będzie jednak zachowanie S&P 500 na poziomie prostej prowadzonej po dołkach z połowy grudnia 2014 r. i końca stycznia tego roku. Znajduje się mniej więcej 25 pkt niżej. Przełamanie tej bariery byłoby równoznaczne z rozpoczęciem trwalszej przeceny, która mogłaby przybrać dość gwałtowny charakter.

Nie chodzi tylko o techniczne aspekty na to wskazujące. Wymowne jest w ostatnim czasie zachowanie obligacji, które przeżywają gwałtowne załamanie cen w efekcie czego zwiększa się ich dochodowość. Trzeba brać pod uwagę, że podobny schemat może powtórzyć się na giełdach. Przez ostatnie miesiące mocno zauważalne było myślenie inwestorów bazujące na przekonaniu, że przy topniejącej rentowności papierów dłużnych akcje nie mają najmniejszej konkurencji. Teraz się to zmienia, co musi wywoływać ich reakcję. Odpowiedź na pytanie, jak będzie silna, zależy od stopnia postrzegania fundamentów zwyżek z minionych miesięcy. Osłabienie wskaźników wyprzedzających globalnej koniunktury w maju do 53,6 pkt, najniższego poziomu od czterech miesięcy i poziomu słabszego od długoterminowej średniej, może być odbierane jak sygnał, że tegoroczne zwyżki cen akcji były przesadzone. Jednocześnie wzrost zatrudnienia w najszybszym tempie od 2007 r. sugeruje, że cykl ekonomiczny jest już zaawansowany i w efekcie nie da się uniknąć podnoszenia kosztów pieniądza przez banki centralne.