Już początek dnia pokazał, że inwestorzy wcale nie zamierzają rezygnować z kupowania akcji. WIG20 na otwarciu zyskał 0,4 proc., co było m.in. pokłosiem udanej sesji w Stanach Zjednoczonych, gdzie indeks S&P 500 wykonał kolejny krok w stronę historycznego szczytu. Po udanym otwarciu Warszawa ani jednak myślała zwalniać tempa. Z każdą godziną handlu zwyżki przybierały na sile. Po godzinie 12.00 indeks największych spółek naszego parkietu zyskiwał już 1,5 proc., dzięki czemu mogliśmy się szczycić mianem najmocniejszego rynku na Starym Kontynencie. Co prawda na innych rynkach również dominowały zwyżki, ale nie były one tak okazałe, jak na GPW. Kroku próbował nam dotrzymać m.in. węgierski BUX, który rósł o 1,6 proc. To tylko potwierdza, że wtorkowe zwyżki to efekt globalnego spadku awersji do ryzyka, na czym zyskały przede wszystkim rynki wschodzące. Biorąc pod uwagę to, że nasz parkiet przez długi czas raził słabością, tym bardziej wydaje się, że świetna wtorkowa postawa ma solidne uzasadnienie. Nie da się natomiast ukryć, że robi ona wrażenie. W końcówce sesji zwyżki wspierane były udanym otwarciem notowań w Stanach Zjednoczonych i w efekcie do końca dnia byliśmy świadkami szarży byków. WIG20 zyskał ostatecznie 2 proc. i do środowej sesji przystąpi z poziomu 2281 pkt. Zwyżkami dzień zakończyły niemal wszystkie spółki z tego indeksu. Najmocniej zyskała PGE, której akcje podrożały 3,6 proc. Aby nie popadać w przesadny optymizm, trzeba jednak zwrócić uwagę na poziom aktywności inwestorów. Obroty na całym rynku z trudem zbliżyły się do 700 mln zł. Mimo więc imponujących zwyżek może się okazać, że to tylko chwilowy zryw kupujących, a nie faktyczny napływ świeżego kapitału. ¶