Okazuje się jednak, że nie jesteśmy jedyni. Paradoksalnie to amerykański rynek akcji wydaje się... odosobniony w biciu rekordów. Tymczasem reszta finansowego świata radzi sobie nie najlepiej. Indeks gromadzący wszystkie rynki (rozwinięte i wschodzące), z wyjątkiem USA (MSCI ACWI ex USA), od szczytu styczniowej euforii spadł już o ok. 15 proc. Mamy do czynienia z niesłychaną „dywergencją" między mocnym zachowaniem indeksów na Wall Street i resztą świata. Zagadką pozostaje to, jak bardzo ta dywergencja może się powiększyć oraz czy ostatecznie stan równowagi zostanie przywrócony poprzez zakończenie przeceny na większości rynków czy może poprzez załamanie na Wall Street. Czynniki decydujące o tym stanie rzeczy są rozmaite. W tym roku firmy z USA są liderem, jeśli chodzi o wzrost zysków, m.in. za sprawą cięć podatkowych – w przyszłym roku ten efekt będzie wygasał. Słabość innych rynków, głównie wschodzących, to efekt umocnienia dolara – gdyby zaczął się osłabiać, byłby to impuls do powrotu apetytu na ryzyko. Czy moc dolara nie ma czegoś wspólnego z „zacieśnianiem ilościowym" (QT) w USA, czyli operacją odwrotną do QE? Wyobrazić sobie można różne scenariusze, ale z tej historii płynie ważny morał – pozycje akcyjne w portfelu inwestycyjnym powinny być zdywersyfikowane pomiędzy różne rynki. ¶

Tomasz Hońdo starszy analityk Quercus TFI