Zaostrzanie to nie tylko podwyżki stóp procentowych, ale też „normalizacja bilansu", czyli operacja odwrotna do QE, polegająca na redukcji sumy bilansowej Fedu, w tym zwłaszcza portfela obligacji skarbowych. Tak się składa, że normalizacja wystartowała już prawie rok temu, w październiku 2017 r. Przez ten czas suma bilansowa skurczyła się o niebagatelne 253 mld USD – wynika z naszych obliczeń.
Mimo to czarne wizje sprzed roku, zakładające, że operacja odwrotna do QE musi wywołać potężne wstrząsy na rynkach finansowych, realizują się w bardzo ograniczonym stopniu. Być może negatywny wpływ widać przede wszystkim na rynkach wschodzących, które okazują się najsłabszym ogniwem w tym roku (ale w zeszłym były z kolei najmocniejsze – więc ten argument jest kontrowersyjny).
Normalizacja bilansu jest z natury procesem rozłożonym w czasie, a nie terapią szokową. Wbrew obiegowym opiniom Fed nie sprzedaje obligacji, lecz jedynie powstrzymuje się (częściowo) od rolowania zapadających papierów (nie generuje podaży). Ponadto nasuwa się refleksja, że nie byłoby normalizacji bilansu, gdyby nie pozwalała na to dobra kondycja amerykańskiej gospodarki.
Z kolei analitycy Bank of Ame-rica ML dowodzą, że – przynajmniej jeśli chodzi o Wall Street – przeciwwagą dla normalizacji bilansu okazują się konsekwentne skupy akcji własnych (buy backs) przez amerykańskie korporacje.