W pierwszej fazie wtorkowej sesji WIG20 rósł o 0,7 proc. do 2237 pkt, mWIG40 o 0,2 proc. do 3968 pkt, a sWIG80 oscylował przy poziomie wtorkowego zamknięcia. Indeksy próbują w końcu skontrować trwającą od czterech dni falę wyprzedaży. Czy dziś się uda?
Piotr Kuczyński, główny analityk DI Xelion
We wtorek byki na Wall Street miały tylko jedno zadanie: potwierdzić, że mocne odejście od minimów podczas sesji poniedziałkowej nie było tylko prostym odruchem technicznym. Pomagać nieznacznie mogło to, że w poniedziałek USA i Chiny rozpoczęły telefoniczną dyskusję nad zrealizowaniem zapowiedzi ze szczyty G-20.
Zdecydowanie nastroje w Europie poprawiła dopiero informacja o wtorkowej rozmowie wicepremiera Liu He, sekretarza skarbu Stevena Mnuchina oraz przedstawiciela departamentu handlu Roberta Lighthizer. Podobno podczas niej ustalano „mapę drogową" wiodącą do celu, jakim jest zrealizowanie tych zapowiedzi ze szczytu G-20. Mówiono też, że Chiny zredukują 40. procentowe cła na import samochodów do 15%.
To pogoniło mocno kontrakty na północ i bardzo pomogło we wzroście indeksów w Europie. Na dodatek prezydent Trump przed rozpoczęciem sesji na Wall Street powiedział, że należy czekać na ważne oświadczenie na temat stosunków USA-Chiny (chodziło chyba o cło na auta).
Wall Street rozpoczęła sesję od dużych, blisko półtoraprocentowych, wzrostów indeksów. Wyglądało na to, że pretekst w postaci rozmów telefonicznych USA-Chiny i słowa prezydenta Trumpa bykom w końcu roku musiał wystarczyć. Pomagała też sytuacja techniczna (mocny, poniedziałkowy powrót spod październikowych dołków).