W praktyce wygląda to tak, że jedne rynki silnie reagują na nowe informacje, inne zaś zdają się kompletnie je lekceważyć. Tak jak ludzie, jedne są mniej, a inne bardziej odporne na infekcję. Do tych drugich zaliczają się rynki akcji. Nawet chińskie indeksy giełdowe odrobiły już większość strat i są notowane na poziomach zbliżonych do tych z początku roku. Z kolei bazowe rynki obligacji ciężko znoszą chorobę.
W biegłym tygodniu spore zamieszanie wywołała informacja, iż w związku ze zmianą sposobu liczenia osób zarażonych, ich liczba w prowincji Hubei skoczyła o 45 proc. Powstrzymało to rentowność obligacji amerykańskich i niemieckich przed kontynuacją wzrostu rozpoczętego kilka dni wcześniej. Natomiast na rynkach obligacji o wyższym ryzyku sytuacja rozwijała się odmiennie, bardziej jak na rynkach akcji. Od początku roku obserwujemy zacieśnianie się spreadów kredytowych, zarówno obligacji przedsiębiorstw, jak i krajów zaliczanych do rynków wschodzących oraz peryferii strefy euro. Zjawisko to trwa nadal, tylko w lutym indeks obligacji Emerging Markets w walutach lokalnych wzrósł o 0,5 proc., a denominowanych w USD prawie o 0,6 proc. W strefie euro spread dziesięcioletnich obligacji Grecji zawęził się w tym czasie w stosunku do bunda o 26 punktów, co przełożyło się na wzrost ceny zbliżony do 2 proc. ¶