Jak dotąd analitycy nieraz zwracali uwagę, że relatywna słabość warszawskiego parkietu wynika z ryzyka związanego z OFE. Jednak podczas weekendowego kongresu PiS praktycznie w ogóle się nie mówiło o czekającej nas reformie emerytalnej. Czy jest to powód do niepokoju?
To może i lepiej, że się niewiele mówiło. Być może przyjęto, że ta sprawa jest w rękach fachowców z Ministerstwa Rozwoju i Polskiego Funduszu Rozwoju, więc nie ma się nad czym rozwodzić. Jest to też dość skomplikowany temat. Z kontaktu z politykami wiem, że niezależnie od frakcji, którą reprezentują, tematyka rynku kapitałowego jest enigmą dla wielu z nich. Być może stąd taki zabieg ministra Morawieckiego, żeby nie katować ludzi szczegółami. Dla mnie ważne jest to, jak to będzie wykonane. Ostatnio, gdy spotkaliśmy się w tym studiu w połowie września, zacząłem od tego, że z dużą nadzieją i ulgą odbierałem wówczas to, że stery gospodarcze będą należeć do ministra Morawieckiego. Od tego czasu nastąpiła centralizacja władzy w rękach Morawieckiego oraz agencji wspierającej, czyli Polskiego Funduszu Rozwoju z Pawłem Borysem na czele. Wciąż mam nadzieję, że sprawa emerytur jest w rękach ludzi racjonalnie myślących, zdroworozsądkowych. Ważne jest wykonanie tej reformy.
Nie jest tajemnicą, że mimo wszystko ścierają się dwie grupy. Jedna z nich przewiduje, że jednak lepiej w ogóle zlikwidować OFE, przenieść wszystkie fundusze do ZUS czy do Funduszu Rezerwy Demograficznej. Jakie byłyby skutki takiego scenariusza?
To z racjonalnego punktu widzenia jest niewykonalne. Transfer aktywów i podporządkowanie FRD oznaczałoby de facto bezpośrednie sterowanie spółkami. Mówimy o aktywach, nie mówimy o puli pieniędzy, ale o akcjach całej rzeszy spółek notowanych na warszawskiej giełdzie. Ważne jest to, żeby przy tych wszystkich zmianach zachować jednak przynajmniej takie podstawowe zasady ładu korporacyjnego po to, żeby te spółki nie padały łupem polityków. Nastąpiłoby upaństwowienie całego segmentu polskiej gospodarki. Mam nadzieję, że to będzie zrobione zgodnie z planem, że 25 proc. będzie „haraczem" na rzecz ZUS, czyli środkami przekazanymi na rzecz FRD, ale te 75 proc. będzie zapisane na rejestrach „IKZE-bis", żeby ludzie zobaczyli, że jest w tym jakaś wartość. Bałbym się scenariusza zakładającego prostą ścieżkę wychodzenia z tych aktywów. To oznaczałoby zbyt duże perturbacje dla polskiej giełdy. Nie można tych aktywów spieniężyć w jakiś bezbolesny sposób, ponieważ nie ma strony odbierającej te pakiety. Taką stroną mógłby być np. PFR jako administrator środków z nowego programu Pracowniczych Programów Kapitałowych, jeśli oczywiście to wszystko będzie tak poukładane. Może to zabrzmi paradoksalnie, bo choć jestem absolutnie zwolennikiem prywatnej własności, to w przypadku tak delikatnego transferu jak zamiana OFE na TFI, de facto zapisanie tych środków, rozumianych jako akcje, na indywidualnych rejestrach czy rachunkach nas wszystkich, Polaków, którzy uczestniczyli w OFE, rodzi wiele możliwości popełnienia błędu. Wpuszczenie furtki umożliwiającej np. bardzo szybkie wyjście nawet w jakimś niewielkim procencie będzie oznaczało zły sygnał dla giełdy.