Najpierw zrobiło mi się miło, bo okazało się, że po raz kolejny czytam coś o wieku ludzi. Co oznacza, że nie tylko ja mam myśli obsesyjne. Notabene na wystawie Impresjonistów w Musée d’Orsay olśniło mnie, jak długo żył van Gogh. Czytam tablicę z jego życiorysem zawieszoną obok jednego z najsłynniejszych obrazów i widzę: „1853–1890”. Próbuję odjąć jedną liczbę od drugiej i najpierw wychodzi mi 47. Ale to nie 47 przecież, tylko 37. Jak to, to ten człowiek tyle dokonał i żył tylko 37 lat? Zupełnie jak Rimbaud, którego postać przypomniał mi wcześniej w warszawskiej kawiarni Maciek Danielewicz. Rimbaud, który zaczął pisać jako nastolatek, a skończył w wieku dwudziestu paru lat. Potem zajmował się wszystkim innym, tylko nie poezją – wyprawami do Afryki, narkotykami, biznesem. Zmarł w wieku 37 lat. A dzisiaj matury francuskie, jak mówi Maciek, wyglądałyby inaczej, gdyby Rimbaud nie tworzył przez te kilka lat.
Ale zostawiam na boku wątki francuskie. Mój przyjaciel Jan uważa, że ja w ogóle za dużo mówię i piszę o Francji, i że należy to jakoś przytemperować. Janek zapewne będzie zadowolony z tego, że dziś już słowo więcej o Francuzach nie padnie. Będzie natomiast o Hiszpanach.
Chodzi bowiem o to, że są kraje, w których ludzie żyją wyraźnie dłużej niż gdzie indziej. Czołówka to ilustracja zależności między PKB na głowę a tym, jak długo głowa funkcjonuje. Nie dziwi więc obecność w rankingach długowieczności takich państw, jak Singapur czy Szwajcaria. Nie mówiąc o południowej Korei i Japonii, bo tam w ogóle występuje jakaś wyjątkowa determinacja, aby żyć długo.
Ale, zauważa przytomnie „The Economist”, w tej czołówce są też takie kraje, których gazeta nie uważa wcale za szczególnie bogatych. To kraje Śródziemnomorza – Włochy, Hiszpania, Portugalia. Ba, nawet Francja jest wrzucona do tego „klastra” długowieczności (znowu się nie udało dotrzymać obietnicy). Klastra tworzonego przez „stosunkowo biedniejsze kraje”. Ktoś tu kogoś chyba nie lubi, bo gospodarczo Francji wiedzie się lepiej niż potężnemu sąsiadowi po drugiej stronie Renu.
Ale „The Economist” poczyna sobie jeszcze śmielej. Wchodzi w temat kuchni. A co przesiąknięty duchem brytyjskości zespół redakcyjny może wiedzieć, a tym bardziej rozumieć, o wyrafinowanych tematach gastronomicznych? Jednakże długowieczność zwykle tłumaczy się właśnie kuchnią, śródziemnomorską. Ale przecież co innego jada się w Hiszpanii, a co innego w Grecji, mówi uważna i krytyczna gazeta. A poza tym Hiszpanie masowo zajadają się smażonymi rybami i solonymi szynkami, popijając to piwem. I paląc – podobno Hiszpanie palą więcej, niż wynosi europejska średnia. A na dokładkę należą do największych w Europie konsumentów kokainy. Wszystko to jakoś słabo się kojarzy z długowiecznością. Ale wyjaśnienie, nadal w domenie kulinarnej, istnieje. Podobno nie jest tak ważne, co jadamy obecnie, jak to, co jadali nasi przodkowie, powiedzmy 50 czy 100 lat temu. A pod tym względem sytuacja dla ludów basenu Morza Śródziemnego jest dobra. Przodkowie jadali z sensem. A także – niedużo.