OKIEM HISTORYKA
Rozbiory Polski nie wywołały w Europie poruszenia; od dawna liczono się z tym, że Rzplita upadnie. Wkrótce powszechną uwagę skupił na sobie Bonaparte. Po jego zwycięstwach nad Prusami, po udanym powstaniu wielkopolskim (1806), utworzono z większości zaborów pruskich Księstwo Warszawskie, powiększone niebawem o część zaborów austriackich – twór w pełni zależny od Francji, wspierający ją finansowo i wojskowo. Liczono, że stanie się on zalążkiem niepodległego królestwa polskiego; w tym duchu Polacy poszli z Napoleonem na Rosję, pierwsi weszli do Moskwy. Klęska Wielkiej Armii spowodowała upadek Księstwa Warszawskiego i rozwiała marzenia o polskiej państwowości.
OKIEM INWESTORA
W marzeniach rodzimych inwestorów Bonaparte miał być underwriterem emisji prowadzącej do odbudowy Firmy. Lecz zamiast obejmować nasze akcje, objął Walewską. Uznawany za akcelerator startupów, nie działał on na dawnych ziemiach Firmy jako bezinteresowny anioł biznesu. Był mistrzem venture capital i powołał tu do życia podmiot specjalnego przeznaczenia (special purpose vehicle) w formie spółki z o.o., na prezesa wyznaczył kolejnego Wettyna z Drezna, a radę nadzorczą obsadził Francuzami. Nie planował unicornu ani czarnego łabędzia, owym specjalnym przeznaczeniem była baza logistyczna na wypadek konfliktu z Rosją, ponadto pobór rekruta i dojenie nas z gotówki (cash cow). O powodzeniu takiego zamysłu najlepiej świadczy konwencja z Bayonne (1808), w której Francja wystawiła nas na sumy bajońskie: bieżącą zapłatę gotówki w zamian za iluzoryczne przyszłe wpływy pieniężne, które zresztą się nie ziściły.
Było tak: pruski zaborca lekką ręką przyznawał naszym kredyty, w zasadzie niespłacalne. Nie był głupi, zabezpieczeniem na wierzytelnościach był majątek kredytobiorcy, czyli chodziło o przejęcie dóbr dłużników skuszonych łatwym pieniądzem i puszczenie ich z torbami. Pobiwszy Prusy, Napoleon przejął ich roszczenia i przekazał wspomnianej spółce z o.o. Nie za darmo: trzeba było wypłacić Francji odczepne (lump sum), wystawiono więc bony na kwotę 20 milionów franków, a samemu mozolnie ściągać przez lata należności od dłużników. Na papierze przepływy pieniężne (cash flow) były dla nas korzystne, mieliśmy na tej transakcji imponujące przebicie, ale w rzeczywistości owe ogromne sumy okazały się nieściągalne. Dzisiaj taki numer potrafi wykręcić każdy złodziejaszek, ale wtedy była to innowacja finansowa.
Niewielka zrazu spółka przeżyła wielką chwilę, gdy Austria podjęła wobec niej próbę wrogiego przejęcia. Operację obronną zręcznie przeprowadził Józef Poniatowski, bratanek byłego prezesa Stanisława Augusta, który – jak to Staszek – chciał sprawdzić się w biznesie, ale i jemu nie wyszło. Kamaryla Poniatowskich nazywana była Familią, królował w niej nepotyzm, więc i Józefa oceniano nisko, zwłaszcza iż kiedyś służył Austriakom. Lecz nie tylko agresora odparł i pogonił, jeszcze urwał mu znaczne aktywa, z Krakowem na czele, o połowę powiększając nasz kapitał zakładowy.
Szło dobrze, skończyło się jak zwykle. Napoleon wyruszył na Moskwę, nasi z nim. Oczekiwano szybkiego sukcesu, wspominano o „rajdzie św. Mikołaja". Poniewczasie okazało się, że tam Świętego Mikołaja nie ma, jest za to surowy Dziadek Mróz, który jako Biały – zaiste! – Rycerz odparł próbę wrogiego przejęcia, a przy okazji przejął jeszcze nas. Od tego czasu zwykło się upatrywać przyczyny wszelkich niepowodzeń gospodarczych w srogiej zimie.