Columbus Energy jest obecnie najdroższą spółką notowaną na NewConnect. Wartość rynkowa firmy przekroczyła już 2,8 mld zł. Czy czuje pan presję, że teraz firma musi gonić wynikami tę wycenę?
Wydaje mi się, że kurs giełdowy Columbus Energy odzwierciedla nastroje inwestorów nie tylko co do naszej spółki, ale i całej transformacji energetycznej, w tym europejskiego Zielonego Ładu, o którym coraz więcej się mówi. Goldman Sachs szacuje, że wartość Zielonego Ładu dla europejskiej gospodarki wyniesie 7 bln euro. To bardzo dużo. My jesteśmy w środku oka cyklonu i chcemy wykorzystać tę szansę. Te nastroje inwestorów bardzo nas cieszą. Muszę jednak przyznać, że kiedy akcje spółki kosztowały 1,50 zł, to presja była równie duża. Po prostu znaleźliśmy się w świetnym miejscu w świetnym czasie.
W I kwartale spółka miała 125,9 mln zł przychodów i 13,5 mln zł zysku netto, podczas gdy w takim samym okresie 2019 r. obroty sięgnęły 22,5 mln zł, a zysk netto 1,6 mln zł. Tempo wzrostu jest imponujące, ale czy do utrzymania w całym roku, zwłaszcza że pandemia mocno odbiła się na gospodarce?
Niezależnie od koronawirusa będziemy się starać, by każdy kwartał był lepszy od poprzedniego. II kwartał rzeczywiście będzie obrazował czas koronawirusa, bo kwiecień był miesiącem bardzo trudnym chyba dla wszystkich firm w Polsce. Natomiast maj i czerwiec pokazały już prawdziwy potencjał naszej firmy, a i lipiec oraz sierpień zapowiadają się ciekawie. Jeśli ten I kwartał pomnożymy razy cztery, to lądujemy w imponującym wyniku ponad 0,5 mld zł przychodów za cały rok. A skoro mówimy, że będziemy starali się poprawiać każdy kwartał, to skalowanie naszej firmy z roku na rok może być imponujące. A to dopiero początek. Bo poza montażem instalacji spółka inwestuje też w farmy fotowoltaiczne. Będziemy chcieli je refinansować i trzymać u siebie w aktywach w jak największej ilości.