„Bezpieczny kredyt” zdewastował rynek małych mieszkań, które najbardziej zdrożały i zostały sprzątnięte z oferty – tak pan mówił w lutym podczas Spotkania Liderów Branży Nieruchomości, a kilka dni temu odbył się wasz webinar, gdzie padły tezy: koniec rekordowej podaży i wzrostu cen mieszkań, kredyt „Na start” nie spowoduje wzrostu cen lokali i ustabilizuje rynek. Na czym są one oparte?
Rozumiem, że większość mediów i uczestników rynku uważa, że będziemy mieli powtórkę z rozrywki – przez analogię do „Bezpiecznego kredytu”. Tamten program był przede wszystkim dopalaczem. Wpłynął na wzrost cen, ale jak pan przytoczył na wstępie, w pewnym segmencie rynku: małych mieszkań. Pojawiło się w Polsce 1,1 mln Ukraińców, czyli duży popyt na najem. Inwestorzy, którzy mogli skorzystać z programu dopłacającego do małych lokali, podłączyli się do niego i rzucili na mieszkania, słusznie spodziewając się, że ceny wzrosną. Pamiętajmy też, że program był ogłaszany w momencie, w którym mieliśmy trudną sytuację na rynku, a wprowadzany był, kiedy rynek już sam z siebie spadał.
Teraz sytuacja jest inna. Po pierwsze, juz 150 tys. Ukraińców ubyło. Po drugie, deweloperzy zareagowali wzrostem podaży – można powiedzieć, że z opóźnieniem, ale inwestycji w budowę mieszkań nie da się przygotować i uruchomić z dnia na dzień. Ten wzrost podaży był rekordowy w ciągu ostatnich dwóch kwartałów. Deweloperzy wykorzystali rezerwy pozwoleń z ubiegłych lat, więc mamy zupełnie inną podaż. A i sam program jest inny, bo nie obejmuje już małych mieszkań, tylko dotyczy szerszego rynku. Myślę, że zadowolone będą osoby, które chcą kupić lub wybudować dom, bo wszystkie programy do tej pory omijały szerokim łukiem tę część rynku. Program ma też wbudowanych wiele ograniczeń antyspekulacyjnych, z których najważniejsze jest takie, że kwartalnie będzie udzielanych tylko 15 tys. kredytów. W związku z tym uważam, że będzie mieć on raczej stabilizujący wpływ na rynek, a po okresie sinusoidy po covidzie i wojny w Ukrainie wszystkim by to się przydało.
W poprzednim programie 38 proc. pieniędzy popłynęło na rynek pierwotny. Przy obecnym limicie 15 tys. wniosków kwartalnie, jeśli ta tendencja się powtórzy, będziemy mieć 6 tys. kredytów na zakup nowych mieszkań kwartalnie, czyli 2 tys. miesięcznie. Tymczasem w styczniu i lutym deweloperzy zwiększyli podaż o około 7 tys. na miesiąc. Tak więc za naszymi tezami stoją liczby. Także dane z Google Trends pokazują, że fraza „mieszkanie na start” cieszy się rekordowym zainteresowaniem, natomiast fraza „nowe mieszkanie”, która jest bardzo skorelowana z zakupami mieszkań, prawie nie drgnęła. Wniosek z tego, że klienci, którzy wiedzą, jakie są ceny, mają więcej zdrowego rozsądku niż część, może niekoniecznie profesjonalnych, ale ogólnopolskich mediów. Żadne dane, którymi dysponujemy – a sprzedajemy projekty deweloperskie w całej Polsce – nie pokazują zwiększonego napływu klientów, żaden z portali specjalizujących się w rynku mieszkaniowym nie miał znaczącego wzrostu oglądalności.