27 maja w życie wchodzi ustawa o kredycie z gwarantowanym przez państwo wkładem własnym. Mechanizm przygotowywany był jeszcze w innej epoce: przed drastycznym wzrostem stóp i dewastacją zdolności kredytowej Polaków. Czy i jakie przełożenie na popyt będzie mieć „Mieszkanie bez wkładu"?
Pożyczki wyższego ryzyka
Obecnie program przewiduje gwarantowanie wkładu na poziomie 10 proc. wartości finansowanej nieruchomości, ale nie więcej niż 100 tys. zł. Programem będą objęte lokale mieszczące się w limicie ceny za mkw. W związku z ciągłymi podwyżkami cen, pierwotne założenia okazują się za niskie, rząd zapowiedział już korektę. Problemem pozostaje zdolność kredytowa potencjalnych nabywców.
– W programie „Mieszkanie dla młodych" państwo finansowało wkład własny kupującemu pierwsze mieszkanie za kredyt, a obecny mechanizm zakłada, że wymagany przez banki wkład poręczy państwo. Różnica jest diametralna. W praktyce oznacza to, że kredyty bez wkładu będą traktowane przez banki jako bardziej ryzykowne. Klienci zapłacą więc wyższą marżę, która jest stałym składnikiem oprocentowania – ocenia Marek Wielgo, ekspert GetHome.pl. – Bankowcy mają jeszcze świeżo w pamięci skutki kryzysu finansowego z 2008 r. Do dziś odbijają im się czkawką kredyty frankowe. Dlatego pożyczki „bez wkładu" nie będą rozdawane lekką ręką – dodaje.
Analityk zaznacza, że program zacznie działać po serii podwyżek stóp, co najpewniej pokrzyżuje plany wielu potencjalnych nabywców, dla których kredyt stanie się za drogi. – Strach pomyśleć, co by się działo, gdyby program zaczął obowiązywać rok temu. Prawdopodobnie wielu jego uczestników miałoby dziś bardzo duży problem ze spłatą rat – mówi Wielgo. – Oczywiście najpewniej znajdą się tacy, którzy dojdą do wniosku, że lepiej kupić mieszkanie za drogi kredyt, niż je wynajmować za wysoki czynsz. Problem w tym, że pole poszukiwań mieszkania mocno zawęzi nie tylko maksymalna kwota gwarancji, ale także limit ceny za mkw. Jak wynika z danych BIG DATA RynekPierwotny.pl – w największych miastach, w których popyt jest największy, oferta lokali spełniających wymogi programu jest obecnie skromna – dodaje. W Gdańsku w październiku 39 proc. mieszkań na rynku pierwotnym byłoby do kupienia za kredyt bez wkładu, a obecnie odsetek to 26 proc. W Krakowie i Łodzi to po 2 proc.
– Nie można oczywiście wykluczyć, że kiedy kredyt bez wkładu pojawi się na rynku, część deweloperów zacznie oferować więcej lokali spełniających kryteria, ale to będą mieszkania daleko od centrów miast – mówi Wielgo. – Skutkiem ubocznym programu może być wzrost cen w segmencie mieszkań najtańszych: deweloperzy mogą nie oprzeć się pokusie podwyższenia cen do limitów, które umożliwiają uzyskanie specjalnego kredytu, tak było przy „MdM". Czy w drugą stronę – deweloperzy skorygują ceny w dół, by dopasować się do limitów? To raczej mało prawdopodobne, brakuje bowiem działek i rosną koszty budowy. To, wraz z rosnącą inflacją, stymuluje wzrost cen mieszkań – podsumowuje.