Pierwsza firma wytwarza ciężkie stalowe konstrukcje maszyn, wykorzystywane m.in. w górnictwie morskim i przemyśle okrętowym. Druga produkuje sprzęgła, kotwiarki i wiertarki na potrzeby górnictwa.

Jak prezesi przedsiębiorstw komentują rynkowe spekulacje na temat ewentualnej współpracy czy nawet powiązań kapitałowych? – Jestem zaskoczony. Prawdę mówiąc, do niedawna nie znałem tej firmy, nie słyszałem o niej. Będę dziś jednak jechał na Śląsk. Przy okazji zamierzam się spotkać z prezesem MOJ-a i porozmawiać o tych pogłoskach – mówi Rafał Jerzy, prezes i udziałowiec bydgoskiego Makrum. Nie odpowiada na pytanie, czy widzi jakieś pole do współpracy obu przedsiębiorstw.

Andrzej Kosecki, szef katowickiej firmy, był wczoraj nieuchwytny. Makrum jest firmą zdecydowanie większą od MOJ-a. Kapitalizacja pierwszej z nich przekracza 108 mln zł, a drugiej – 17 mln zł. Makrum kupiło w ubiegłym roku majątek upadłej stoczni Pomerania. Dzięki przeszacowaniu tych aktywów spółka pokazała na koniec 2008 roku dobre wyniki finansowe. Negatywnie na jej działalność wpłynęła polityka zabezpieczeń finansowych. Ujemna wycena otwartych kontraktów wyniosła na koniec roku 11 mln zł.

Takich problemów nie ma MOJ. Spółka musi jednak mocniej różnicować produkcję, gdyż praca głównie dla jednej branży, i to górnictwa, może być dla niej ryzykowna.