Przypomnijmy, że jeszcze pod koniec stycznia biznesmen miał ponad 52 proc. udziałów w hucie szkła. Ostatniej transakcji sprzedaży 13 proc. papierów dokonał 27 marca, w dniu, w którym sąd ogłosił decyzję o postawieniu Krosna w stan likwidacji. To spowodowało falę oskarżeń ze strony akcjonariuszy mniejszościowych, że Sawicki wykorzystuje informacje poufne.
– Nie miałem żadnych przecieków o likwidacji. Co więcej, byłem przekonany, że sąd zgodzi się na upadłość układową – mówi Sawicki. Tłumaczy, że akcje zaczął sprzedawać dopiero, gdy informacja stała się publiczna (po jej ukazaniu się w internecie). – Przyznaję, że sprzedawałem nieco panicznie, ale kolejny raz musiałem brać pod uwagę żądania banków dotyczące zwiększenia zabezpieczeń moich kredytów – tłumaczy Sawicki.
Szacuje, że na ostatniej sprzedaży walorów Krosna zyskał tylko niewiele ponad milion złotych. Choć na początku dnia (27 marca) kurs wynosił ponad 0,5 zł, to on sam sprzedawał już po znacznie niższej cenie. – To wszystko jest do sprawdzenia – dodaje. – Nadal badamy sprawę możliwego wykorzystania informacji poufnej. W tym wypadku istotny będzie moment złożenia zlecenia, a nie tylko faktycznej sprzedaży – mówi z kolei Łukasz Dajnowicz, rzecznik Komisji Nadzoru Finansowego.
Zdzisław Sawicki wciąż zastanawia się, co zrobić z pozostałymi w jego ręku akcjami Krosna. – Jeżeli sąd uchyli decyzję o likwidacji spółki, to może nie będę ich sprzedawał (na razie zarząd Krosna złożył zażalenie na decyzję sądu, ale nie wiadomo, jak zostanie rozpatrzone – red.).
Ale nie mam teraz środków, by odkupywać walory – zaznacza inwestor. Twierdzi, że źle ocenił sytuację w ubiegłym roku przed wakacjami i zrobił spore zakupy na giełdzie, wspomagane kredytami. – Inwestowałem w walory m.in. Ganta, Agory i kilku innych spółek, jak zwykle lewarując się. Zabezpieczeniem kredytów były głównie akcje Krosna. Nie przewidziałem, że po wakacjach spadki będą tak drastyczne – przyznaje Sawicki.