Deweloperzy mogą uznać miniony rok za udany. Jak szacuje firma Reas, w 2010 r. na sześciu największych rynkach Polski sprzedano łącznie blisko 28 tys. nowych mieszkań, o 22 proc. więcej niż w 2009 r. Liderami byli giełdowi deweloperzy. Z naszych szacunków wynika, że w minionym roku firmy z GPW zwiększyły sprzedaż o około 50 proc.
[srodtytul]Podaż jak przed kryzysem[/srodtytul]
Oczekiwania deweloperów są jednak znacznie większe, co pokazuje wzrost podaży. W 2010 r. w największych miastach do sprzedaży trafiło prawie 31 tys. lokali, o blisko 80 proc. więcej niż rok wcześniej. Od trzech kwartałów liczba mieszkań wprowadzonych na rynek znacząco przekracza ich sprzedaż. Efekt – na koniec minionego roku podaż lokali wyniosła około 38 tys. i była na poziomie z końca lata 2008 r.
Część firm buduje na zapas, by skorzystać z niższych kosztów wykonawstwa. Inne uruchamiają inwestycje, by uciec od kupionych drogo i często na kredyt gruntów. Zamiast czekać na kolejną hossę na rynku lub odpisać część wartości, niektórzy deweloperzy decydują się na zabudowanie kłopotliwego gruntu i sprzedaż budynku nawet po kosztach. Większość firm wierzy jednak, że w 2011 r. uda im się znacząco zwiększyć sprzedaż. – Liczę na co najmniej 20-proc. wzrost sprzedaży w tym roku – zapowiada Józef Wojciechowski, przewodniczący rady nadzorczej J.W. Construction. W podobnym tonie wypowiadają się szefowie innych firm mieszkaniowych.
Czy ich optymizm jest uzasadniony? Analitycy DI BRE są zdania, że łączna wielkość sprzedaży dla pierwotnego i wtórnego rynku mieszkaniowego w 2011 r. może nie ulec zmianie. Równocześnie przewidują, że deweloperzy będą sprzedawać więcej. Jak to możliwe? Ich zdaniem rynek pierwotny ma zyskiwać m.in. dzięki ofercie lepiej dostosowanej do obecnych preferencji klientów oraz zapowiadanym zmianom w programie „Rodzina na swoim” (kredyty z dopłatami będą dostępne tylko dla nowych mieszkań). DI BRE szacuje, że rynek pierwotny wzrośnie w 2011 r. o około 10 proc. Z deklaracji firm z branży wynika, że podaż mieszkań będzie jednak rosła w szybszym tempie, co powinno skutecznie zablokować wzrost ich cen.