27, 29, 31, 49 proc. – to imponujące roczne zwyżki sprzedaży mieszkań w ostatnich latach. Po trzech kwartałach tego pandemicznego roku na spadkowym rynku zanotowaliście wzrost sprzedaży o ponad 3 proc., do 1,17 tys. Jak widzi pan przyszłość rynku mieszkaniowego?
Jeśli chodzi o popyt, jest on przyzwoity, wciąż widzimy duże zainteresowanie mieszkaniami. Dużym problemem jest bardzo mała podaż, jaką deweloperzy mogą zaoferować klientom. To wynika z tego, że lockdown objął – poza konsumentami – całą administrację odpowiedzialną za wydawanie pozwoleń na budowę. Dla wielu firm działających w dużych aglomeracjach przełożyło się to na opóźnienia w uzyskiwaniu zgód i zmniejszenie oferty. Z drugiej strony ta sytuacja spowodowała, że ceny transakcyjne się trzymają.
Wydaje się, że sytuacja się poprawia, otrzymujemy w tej chwili pozwolenia, których spodziewaliśmy się w II i III kwartale. Być może więc uda nam się w tym roku zbliżyć, jeśli chodzi o wynik sprzedaży, do zeszłego roku (1,57 tys. mieszkań).
Za to z optymizmem patrzymy na kolejne lata – mówię zarówno o nas, jak i branży.