W raporcie za 2020 r. piszecie, że wartość portfela zamówień w części budowlano-infrastrukturalnej sięga 2,5 mld zł, rok wcześniej było to 1,9 mld zł. Mimo lekkiego spadku przychodów w segmencie ogólnobudowlanym poprawiliście marżę i zysk, a w segmencie infrastruktury utrzymaliście wyniki. Słowem, nie widać wpływu pandemii. Jak ocenia pan perspektywy?
W segmencie kubaturowym zanotowaliśmy jednak spadek przychodów, co było spowodowane wstrzymaniem wielu inwestycji, kiedy zaczął się lockdown i wielką niepewnością na szeroko rozumianym rynku budowlanym. Potem sytuacja się poprawiła, poradziliśmy sobie, odbudowaliśmy portfel, w samym I kwartale br. podpisaliśmy umowy o wartości ponad 670 mln zł i oczekujemy na kilka dużych kontraktów kubaturowych i infrastrukturalnych, staramy się o więcej. W tym drugim przypadku korzystamy z tego, że Podlasie, północno-wschodnia Polska, staje się w końcu największym placem budowy. Kontynuujemy prace na drodze ekspresowej S-61, ruszyły przetargi i zostają zawierane umowy na odcinki S-19. Podsumowując, perspektywy są dobre.
Dane GUS potwierdzają, że rynek budowlany się kurczy, słychać o większej konkurencji w zleceniach, obserwujemy wzrost cen materiałów – czy to nie zagrożenie dla rentowności?
Wzrost cen stali czy asfaltu na pewno w jakiś sposób się odbije na marżach, ale to nie jest taka sytuacja, jak trzy lata temu, kiedy widzieliśmy zwyżki cen wszystkich materiałów, a także usług podwykonawców. W tamtych latach poradziliśmy sobie i też pokazaliśmy dobre wyniki finansowe, co pokazuje, że potrafimy zarządzać takim ryzykiem.