W pana raporcie o bankach z czerwca jest kilka pozytywnych rekomendacji. Czy teraz coś by pan zmienił?
Te rekomendacje pozostają aktualne. Polecam przyjrzeć się Bankowi Handlowemu, który jeśli chodzi o wzrosty, to historycznie zawodził. Teraz jest w takim momencie, że przez to, że nie zbudował portfela kredytów hipotecznych, to regulacje, które dziś wchodzą w znacznie mniejszy sposób w niego uderzą. Jest to też relatywnie mniejszy bank i nie jest on częścią systemu IPS i nie ma związanych z tym kosztów, więc jego wyniki w tym roku będą wyraźnie mocniejsze niż reszty. Kurs akcji spadł, więc stopa możliwej dywidendy w 2023 r. według moich szacunków zbliża się do 20 proc. Bank został skarcony przez rynek w mniejszym stopniu, ale oferuje dywidendę wyższą niż inflacja czy stopy z obligacji. Są jeszcze dwa banki, ale trochę w trudniejszej sytuacji: mBank i Millennium. W ich kontekście tematem, który się pojawia, jest ryzyko podniesienia kapitału, ze względu na wpływ wakacji kredytowych i większe niż u konkurencji portfele frankowe. Uważam, że to ryzyko jest mniejsze i te dwa banki mają możliwość uniknięcia podniesienia kapitału. Wyłączając efekty jednorazowe, to wskaźniki ceny do zysku są w ich przypadku bardziej atrakcyjne niż w innych bankach. Jednak generalnie jesteśmy sceptyczni co do całego sektora bankowego i wielu rzeczy się obawiamy.
A które sektory preferujecie?
Obecnie preferujemy spółki, które mogą najbardziej skorzystać na słabym złotym. Np. takie, które dużo importują w walucie obcej, a sprzedają w złotym, jak np. LPP. Są również spółki, które są beneficjentami obecnej sytuacji, np. surowcowe czy z sektora gier. W dłuższym okresie, abstrahując od wahań kursów walut, to potencjał wzrostu widzimy w spółkach energetycznych.
Ale swoim inwestorom zalecacie ostrożność? Czy dużym ryzykiem jest geopolityka i ostateczny wynik wojny w Ukrainie?
Zalecamy ostrożność i mamy taki pogląd, że obecne wyceny są atrakcyjne, ale będą one jeszcze bardziej atrakcyjne. Zwracamy uwagę na poziom obecnych stóp procentowych, obawiamy się, że nie będzie napływu świeżych pieniędzy na rynek, bo dużo łatwiej jest kupić obligację albo klientowi detalicznemu zainwestować w depozyt, niż szukać okazji na giełdzie. Spodziewamy się więc, że nie będzie napływu od lokalnych inwestorów, ale też z regionu, bo część funduszy, które inwestowały w Polsce, inwestowały też w Rosji i są one obecnie zamrożone. Fundusze z większym apetytem na ryzyko boją się też ryzyka politycznego, które może wpływać na całe sektory, więc mogą oni być w okresie kampanii wyborczej mniej aktywni. Obok wysokich stóp i kampanii mamy też wojnę, która zniechęca inwestorów zza oceanu. Jeśli jednak, któreś ryzyko ustąpi, to będzie to duża pozytywna zmiana dla kursów.