Pora na zmianę paradygmatów

Strategia studzenia koniunktury na rynkach aktywów podwyżkami stóp procentowych, dotąd powszechnie odrzucana, zyskuje przychylność

Aktualizacja: 27.02.2017 03:35 Publikacja: 04.02.2011 02:18

[[email protected]][email protected][/mail]

Z rozsądną dozą pewności mogę powiedzieć, że próby rozładowania bańki spekulacyjnej za pomocą stopniowego zaostrzania polityki pieniężnej, co sugerowali niektórzy, przyniosłyby skutki odwrotne do założonych. (...) Pomysł, by bezpośrednio i z wyprzedzeniem zaradzać giełdowej hossie, nie wydawał się możliwy do zrealizowania” – pisał w autobiografii Alan Greenspan, były szef Rezerwy Federalnej.

Wyrażony przez niego paradygmat dominuje w polityce pieniężnej Fedu – a także wielu innych zachodnich banków centralnych – mniej więcej od 20 lat. Zakłada on, że za pomocą dostępnych władzom pieniężnym narzędzi nie da się zapobiegać „irracjonalnej żywiołowości” na rynkach finansowych, można je natomiast wykorzystać do gaszenia kryzysów, do których niekiedy ona prowadzi. Po kryzysie coraz częściej słychać głosy, że taka asymetryczna polityka pieniężna była błędem. Niektóre banki centralne w swoich decyzjach już zaczęły w większym niż dotąd stopniu brać pod uwagę dynamikę cen aktywów, przede wszystkim zaś nieruchomości. Zanosi się więc na zmianę paradygmatu.

[srodtytul]Koniec prostych rozwiązań[/srodtytul]

Zdaniem Davida Blanchflowera z Banku Anglii, przedkryzysową strategię banków centralnych można sprowadzić do formuły „jedno narzędzie, jeden cel”. Narzędziem były krótkoterminowe stopy procentowe, celem zaś stabilność cenowa, rozumiana najczęściej jako utrzymywanie inflacji w założonym paśmie. Wprawdzie mandaty większości banków centralnych są znacznie szersze i zobowiązują je do dbania o stabilność systemu finansowego lub nawet, jak w przypadku Fedu, o wysoki poziom zatrudnienia w gospodarce, lecz wśród bankowców dominowało przekonanie, że trzymanie w ryzach inflacji gwarantuje realizację także tych dodatkowych zadań.

– Najważniejszym wkładem, jaki Fed może wnieść w promowanie stabilnego wzrostu gospodarczego na możliwie najwyższym poziomie, jest ułatwienie firmom i przedsiębiorstwom decyzji przez utrzymywanie stabilnych cen – tłumaczył na początku lat 90. na przesłuchaniu w Kongresie Greenspan.

Według części obserwatorów takie minimalistyczne podejście do polityki pieniężnej odzwierciedlało jakoby dominujący przed kryzysem pogląd, że rynki finansowe są najefektywniejsze, gdy pozostawia się je samym sobie. To jednak daleko idące uproszczenie. Nawet jeśli sternicy polityki pieniężnej faktycznie wierzyli, że rynki są nieomylne, ich niechęć do przeciwstawiania się tendencjom na rynkach aktywów miała także inne źródła. W związku z coraz lepszym rozumieniem roli oczekiwań aktorów życia gospodarczego banki centralne co najmniej starały się zwiększyć przewidywalność swoich decyzji. Polityka celu inflacyjnego zapewniała klarowne i często automatyczne wskazania, jak kierować polityką pieniężną.

Wydawało się też, że dynamika cen konsumpcyjnych stanowi jedyne obiektywne kryterium oceny, czy ceny aktywów nie oderwały się od fundamentów. Gdyby tak się stało, przez swój wpływ na siłę nabywczą gospodarstw domowych (tzw. efekt majątkowy) oraz wydatki inwestycyjne przedsiębiorstw doprowadziłyby do wzrostu inflacji. Wyrokowanie o racjonalności wycen aktywów w oderwaniu od tych mechanizmów i uwzględnianie tych ocen w ustalaniu stóp procentowych narażałoby banki na zarzut arbitralności w kształtowaniu polityki pieniężnej.

Stopy procentowe wydawały się zresztą zbyt nieprecyzyjnym narzędziem, aby sprowadzać ceny aktywów na właściwy w opinii banku centralnego poziom. Jak relacjonuje w „Erze zawirowań” Greenspan, Fed sprawdził to w połowie lat 90. Stopniowe zaostrzanie polityki pieniężnej nie tylko nie poskromiło wówczas optymizmu na rynkach finansowych, ale jeszcze go podsyciło. Inwestorzy nabrali bowiem przekonania, że skoro nawet bank centralny nie jest w stanie zahamować hossy, musi ona być naprawdę silna. Prezes Fedu zdawał sobie sprawę, że bardziej zdecydowane podwyżki kosztu pieniądza mogłyby odnieść pożądany efekt, ale za cenę spowolnienia gospodarczego i być może deflacji. Tej ostatniej zaś, w związku z doświadczeniami Japonii, ekonomiści panicznie się wówczas bali.

[srodtytul]U kresów efektywności[/srodtytul]

Dziś założenia, na których opierał się asymetryczny paradygmat polityki pieniężnej, wydają się w dużej mierze nieaktualne. Trudno uwierzyć, że prewencyjne podniesienie stóp procentowych w celu upuszczenia na wczesnym etapie powietrza z bańki na amerykańskim rynku nieruchomości mogłoby mieć bardziej dotkliwe skutki niż recesja, jaką poskutkowało jej pęknięcie. Szczególnie że – jak twierdzi William White, były główny ekonomista Banku Rozliczeń Międzynarodowych, który już przed kryzysem nawoływał do zmiany paradygmatu w polityce pieniężnej – najnowsze badania wskazują, że deflacja jest groźna głównie przy zbyt wysokim poziomie zadłużenia w gospodarce. Polityka opierania się wiatrowi, jak określa się próby przeciwdziałania przez banki centralne bańkom na rynkach aktywów, miałaby właśnie nadmiernej akumulacji długu zapobiec.

Co więcej, innowacyjne środki wprowadzone przez banki centralne w celu zażegnania kryzysu, takie jak nadzwyczajne linie kredytowe dla instytucji finansowych czy ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej), czyli skupowanie na rynkach aktywów za dodrukowane pieniądze, często były daleko bardziej arbitralne, niż ferowanie wyroków, czy ceny aktywów są uzasadnione. Eksperci wskazują, że także polityka celu inflacyjnego nie jest wolna od subiektywnych decyzji. Przykładowo, ustalając stopy procentowe, banki centralne biorą pod uwagę m.in. tzw. lukę popytową, czyli różnicę między potencjalnym a aktualnym tempem wzrostu gospodarczego. Ale pojęcie „potencjalne tempo wzrostu” powszechnie uważane jest za nieprecyzyjne.

Za najpoważniejszy mankament asymetrycznej polityki pieniężnej uchodzi jednak to, że skutkowała ona coraz to niższymi stopami procentowymi. Według White’a, począwszy od giełdowego krachu z 1987 r., banki centralne, zwłaszcza zaś Fed, zapobiegawczo obniżały stopy procentowe w obliczu każdego kryzysu, który mógł zagrozić perspektywom realnej gospodarki. Gdy jednak niebezpieczeństwo mijało, koszt pieniądza na ogół nie wracał do poziomu sprzed rozpoczęcia cyklu obniżek lub wracał jedynie na krótko. Paradygmat zakładał przecież, że stopy nie będą podnoszone w reakcji na same tylko zwyżki cen aktywów, a presja inflacyjna powrotu na jastrzębie stanowiska nie uzasadniała. Minione dwie dekady były bowiem okresem spadającej dynamiki cen, co tłumaczy się zwykle globalizacją oraz upowszechnieniem technologii informacyjnych.

W efekcie w przededniu ostatniego kryzysu stopy procentowe w głównych gospodarkach były tak niskie, że po jego wybuchu ich cięcie w okolice zera nie wystarczyło, aby pobudzić koniunkturę. Banki centralne uciekły się do niekonwencjonalnych form wsparcia gospodarki, nawet to nie ochroniło świata przed recesją. Dowodzi to, jak twierdzi White, że mechanizmy transmisji polityki pieniężnej na gospodarkę realną się zacięły. Zbyt długie okresy niskiego kosztu pieniądza doprowadziły bowiem do takiego wzrostu zadłużenia gospodarstw domowych i inwestorów, że żadne bodźce nie są w stanie zachęcić ich do pożyczania. Właśnie obawy, że kolejnych kryzysów nie uda się ugasić dotychczasowymi metodami, wydają się najpoważniejszym argumentem za odejściem od dotychczasowego asymetrycznego paradygmatu na rzecz opierania się wiatrowi.

[i]Więcej informacji o rynku pieniężnym i banku centralnym na [link=http://www.nbportal.pl]www.nbportal.pl[/link][/i]

Banki
KNF: 100 proc. zysku banków na dywidendę jeszcze nie teraz
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Banki
Prezes PKO BP: Wychodzimy daleko poza naszą strefę komfortu
Banki
Citi Handlowy: co dalej z segmentem detalicznym?
Banki
Prezes Banku Millennium: nasz bank zdejmuje ciasny krawat, ale nadal jest i będzie w garniturze
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Banki
Czy dojdzie do fuzji Pekao i Aliora? Bardzo możliwe
Banki
Rozważają nabycie akcji Alior Banku przez Pekao od PZU. Jest list intencyjny