Błyskawicznie procedowana przez Sejm nowela (pierwsze czytanie już we wtorek po południu i możliwe zatwierdzenie w tym tygodniu) jest w interesie dużych firm energetycznych. Jej istotą jest przeszacowanie umów długoterminowych na tzw. zielone certyfikaty zawieranych przez producentów energii z OZE ze spółkami obrotu największych koncernów. O ile wcześniej te kontrakty były powiązane ze stałym poziomem opłaty zastępczej (energetyka mogła je uiszczać, zamiast wykazywać się określonym poziomem produkcji zielonej energii), o tyle teraz jej poziom będzie zależny od średniej ceny rynkowej z poprzedniego roku. A to z jednej strony zmniejszy możliwość spłat kredytów, uważanych dotąd za bezpieczne, a z drugiej wpłynie na możliwość przeprowadzenia ewentualnej restrukturyzacji zobowiązań. Pokaźny portfel kredytów z inwestycjami w zieloną energetykę, głównie wiatrową, mają PKO BP, BOŚ Bank, Alior Bank czy DNB Bank Polska. Kredytów na mniejsze instalacje, czyli bez umów długoterminowych, udzielał BGŻ (obecnie to część BGŻ BNP Paribas).

– Jeśli nie zadba się o stabilizację rynku zielonych certyfikatów w długim okresie, to obsługa coraz większej liczby kredytów udzielonych w przeszłości na zielone inwestycje może być zagrożona. Jeśli banki będą musiały je restrukturyzować, to niechętnie sfinansują jakiekolwiek nowe projekty OZE – przestrzega Piotr Matwiej, doradca zarządu Związku Banków Polskich.

Fala restrukturyzacji rozpoczęła się już kilka miesięcy temu wraz z dramatycznym spadkiem cen zielonych certyfikatów na Towarowej Giełdzie Energii. Zaczęło się od mniejszych instalacji, bo te od początku były wystawione na ryzyko rynkowe. Zakładano więc dla nich bardziej restrykcyjne warunki. Przy cenie 170 zł/MWh za energię zielony certyfikat musiał kosztować 110–130 zł/MWh, by projekt mógł obsłużyć zadłużenie. W umowach długoterminowych dla certyfikatów zakładano 240–270 zł/MWh i pozwalano na niższy wkład własny.

– Nasz portfel zabezpieczony jest długoterminowymi umowami, a jeśli nie były to umowy długoterminowe, mieliśmy bardzo konserwatywne podejście do ceny zielonych certyfikatów i energii – twierdzi Krystian Solawa z DNB Bank Polska. Ocenia jednak, że projektowane przepisy będą miały następstwa dla inwestorów i banków. – Nawet jeśli Ministerstwo Energii podniesie tzw. obowiązek umorzenia zielonych certyfikatów, to i tak wygenerowany dzięki temu wzrost cen zielonych certyfikatów będzie hamowany – wskazuje Solawa.

Część ekspertów wskazuje, że powinien zostać wprowadzony minimalny próg opłaty zastępczej. Matwiej wskazuje na widełki 100–150 zł/MWh, co odpowiada jednej trzeciej lub jednej drugiej obecnego poziomu opłaty zastępczej. Z kolei Polskie Stowarzyszenie Energetyki wiatrowej byłoby skłonne przeszacować ją do około 200 zł.