Pandemia wywołała największy globalny kryzys gospodarczy w powojennej historii, ale jak dotąd nie przełożyło się to na kondycję sektora bankowego. Trzeba się liczyć z tym, że ten wstrząs w sektorze bankowym przyjdzie z opóźnieniem?
Nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Nie wiemy przecież, jak pandemia będzie dalej przebiegała. Dotąd jednak sektor bankowy rzeczywiście nie został dotknięty tak mocno, jak można było przypuszczać na początku pandemii. Wynika to m.in. z tego, że rządy w całej Europie, także w Polsce, udzieliły dużego wsparcia przedsiębiorstwom niefinansowym, zapobiegając ich masowym bankructwom. To pomogło bankom. Po drugie, tuż przed pandemią sektor bankowy był w lepszej kondycji niż przed globalnym kryzysem finansowym. UE podjęła też dużo działań bezpośrednio chroniących banki, zwalniając je z pewnych regulacji i podatków. Odciążono więc sektor bankowy, który jest moim zdaniem mocno przeregulowany, żeby był nadal wsparciem dla gospodarki.
Co się stanie, gdy tarcze antykryzysowe zostaną wygaszone? Czy wtedy dojdzie do fali upadłości przedsiębiorstw, co odbije się na portfelach kredytów banków?
Takie ryzyko oczywiście istnieje. Nie jest zresztą tak, że sektor bankowy w ogóle pandemii nie odczuł, choć nie możemy mówić o kryzysie. Pewne zwiastuny potencjalnych problemów już widać, np. w skali rezerw, które banki zawiązują na pokrycie niespłaconych kredytów. W Europie największe rezerwy zawiązały banki włoskie, hiszpańskie i brytyjskie, w mniejszym stopniu niemieckie czy holenderskie. Nie zanosi się więc na to, że kłopoty będą masowe. Ale UE już przygotowuje system wsparcia dla sektora bankowego na okres, gdy tarcze antykryzysowe przestaną działać.