Krajowe indeksy starają się przełamać złą passę, która trwa od początku roku.
Poniżej wsparć
Jeśli ktoś przespał pierwsze tygodnie tego roku, mógłby się mocno zdziwić wynikami polskich indeksów. Światową czołówkę, w której utrzymywały się jesienią zeszłego roku, w styczniu 2024 r. zamieniły na oślą ławkę. Do środy WIG20 tracił 7,5 proc., ale sesja czwartkowa przyniosła wreszcie lepsze zachowanie polskich akcji, którego inwestorzy wypatrywali niczym oazy na pustyni. W czwartkowe popołudnie główne indeksy GPW zyskiwały po ponad 1 proc., co zapowiadało najlepszą jak dotąd w tym roku sesję w Warszawie. Zdaje się, że tętent byków dał się słyszeć w ostatniej chwili, bo ważne wsparcia już trzeszczą.
– W czwartek rozpoczął się jeden z ważniejszych testów byków. Z jednej strony para EUR/PLN dotarła do oporu wyznaczonego przez zniesienie Fibonacciego 61,8 proc. oraz lipcowe dno z 2023 r. Z drugiej zaś, WIG wypełnił zasięg spadków liczony według układu a-b-c – mówi Piotr Neidek, analityk BM mBanku. Jak wskazuje, indeks od ostatnich szczytów wykonał klasyczny zyg-zag. – Pomiędzy falą a oraz c zachodzi równość 1:1. Każda z nich zniosła benchmark o 5,3 proc. Na uwagę zasługuje także zbieżność omawianej zniżki ze spadkową falą z drugiej połowy października – podkreśla Neidek. Wówczas WIG w ramach jednej podfali spadł o 5,5 proc. Według geometrii jest to argument na korzyść byków. Dodatkowo w środę WIG przetestował strefę wsparcia wyznaczoną przez zniesienie Fibonacciego 38,2 proc. ostatniej fali hossy – dodaje ekspert BM mBanku. Na wykresie godzinowym widoczne jest natomiast wyprzedanie oraz pozytywna dywergencja RSI. – Jednakże, jak to bywa w praktyce, kiedy liczba argumentów za wzrostami zaczyna rosnąć, niedźwiedzie mogą wykonać prewencyjny atak. Należy pamiętać, że w średnim terminie od południa straszy niedomknięta, tygodniowa luka hossy. Jak pokazuje historia po 2000 r., taki magnes w ponad 95 proc. przypadków ściągał do siebie rynek, jednak nigdy nie wiadomo, kiedy to powinno nastąpić – przyznaje Neidek.
WIG20 w środku tygodnia zszedł poniżej 2200 pkt, poturbowując w ten sposób linię wsparcia. Czwartkowy zryw był próbą powrotu w te okolice. – WIG20 od ponad dwóch tygodni silnie zniżkuje po odbiciu się od górnego ograniczenia długoterminowego kanału wzrostowego. Choć w krótkim terminie rynek jest już silnie wyprzedany i nie można wykluczyć korekcyjnego odreagowania, to jednak w średnim horyzoncie jak na razie brak sygnałów powrotu wzrostów – ocenia Przemysław Smoliński, analityk techniczny BM PKO BP. Jak mówi, w środę indeks zszedł poniżej przełamanego, średnioterminowego oporu na poziomie szczytu z końca lipca ubiegłego roku, co dodatkowo potwierdziło przewagę podaży nad popytem. Zdaniem Smolińskiego minimalny poziom docelowy spadków można szacować już na 2150 pkt, ale należy liczyć się z ruchem do 2065 pkt, a nawet do dolnego ograniczenia wspomnianego kanału w okolicach 2000 pkt. – To zresztą ważny poziom z długoterminowego punktu widzenia. Jego pokonanie oznaczałoby bowiem trwałą zmianę trendu w długim horyzoncie. Do tego jednak jest jeszcze daleko i jak na razie obecne spadki należy rozpatrywać jedynie w kategoriach korekty, po której cały czas może powrócić trend wzrostowy – twierdzi Smoliński.
Z szerszej perspektywy radzi spojrzeć Wojciech Białek, analityk Oanda TMS Brokers. – WIG20, eksplozywnie rosnący w latach 1992–1994 (z 62,8 pkt do 2052,2 pkt), w następnej dekadzie zwolnił tempo wzrostu, zwyżkując w latach 2001–2007 z poziomu 977,98 pkt do 3940,53 pkt, a od 2009 r. przebywa w obrębie trendu bocznego, pomiędzy poziomami 1248 pkt (marzec 2020 r.) i 2942 pkt (kwiecień 2011 r.). Odbiwszy się ponownie w październiku 2022 r. od okolic wspomnianego poziomu wsparcia (1337,71 pkt), kurs wznowił zwyżkę – mówi. Według Białka obecnie WIG20 zmaga się z opadającą linią oporu, poprowadzoną przez jego maksima z kwietnia 2011 r., stycznia 2018 r. oraz października 2021 r., ale na razie nie doszło tu do jakichś wyglądających na decydujące rozstrzygnięć.