Spadki na krajowej giełdzie mogą dopiero się rozkręcać

O trwającej już prawie rok bessie nie można jeszcze powiedzieć, że jest przesadnie długa albo głęboka. W obliczu dużej niepewności na rynkach i w gospodarkach oraz negatywnego nastawienia inwestorów do GPW sporo przemawia za dalszym pogłębianiem dołków.

Publikacja: 09.10.2022 21:00

Spadki na krajowej giełdzie mogą dopiero się rozkręcać

Foto: Fotorzepa

Bessa na warszawskiej giełdzie rozgościła się na dobre. Krajowe indeksy od 11 miesięcy poruszają się w trendzie spadkowym i wciąż nie mogą znaleźć dna. W wyniku ostatniej fali spadkowej WIG pogłębił tegoroczną stratę do ok. 32 proc., a od szczytu hossy z jesieni na poziomie 75 tys. pkt oddalił się już o ponad o 38 proc. (o ok. 28 tys. pkt). Z kolei wskaźnik największych spółek WIG20 w tym roku zniżkował o ponad 37 proc., a od szczytu hossy stracił ponad 43 proc. (ponad 1000 pkt).

O trwającej już prawie rok bessie nie można jeszcze powiedzieć, że jest przesadnie długa albo głęboka. Na tle trzech poprzednich rynków niedźwiedzia, z którymi musiała się zmierzyć warszawska giełda, spadek indeksu szerokiego rynku wynoszący mniej niż 40 proc., nie robi jeszcze wrażenia. W latach 2000–2002 i 2018–2020 wskaźniki WIG stracił niemal połowę swojej wartości, a podczas kryzysu z lat 2007-2009 było to aż 68 proc. Najkrótsza bessa była sprzed ponad 20 lat, trwała 18 miesięcy. Z kolei najdłuższą była ta z lat 2018–2020 , gdy trend spadkowy indeksów utrzymał się przez prawie 26 miesięcy.

Jak długo aktualna bessa będzie trzymać w szachu inwestorów?

Potencjał do pogłębienia przeceny

Zdaniem ekspertów jest jeszcze za wcześnie, by mówić o jakimś przełomie na warszawskim parkiecie. Ryzyko pogłębienia dołków bessy cały czas jest realne, biorąc pod uwagę niepewne otoczenie zewnętrzne oraz liczne lokalne czynniki ryzyka.

– Rada Polityki Pieniężnej po raz pierwszy od roku nie podniosła stóp procentowych. Wydaje się, że cały cykl formalnie nie dobiegł jednak końca. Gdyby jednak tak było, to przy tej dynamice inflacji i jej „lepkości” należałoby przyjąć, że wysokie stopy pozostaną z nami na dłużej. Dlaczego kwestia ta jest tak istotna? Poza szeregiem innych czynników ryzyka, jak eskalacja wojny w Ukrainie, kryzys zadłużenia w Europie, przymusowe wyłączenia produkcji w Niemczech czy brak gazu i węgla w Polsce, to polityka monetarna jest tą sferą, gdzie inwestorzy mogą doszukiwać się zwiastunów przesilenia na rynku akcji – uważa Piotr Kaźmierkiewicz, analityk BM Banku Pekao.

Zwraca uwagę, że krajowy rynek akcji podąża śladem bessy z lat 200–2009. – Zbieżność jest zaskakująco duża, a jej pełna realizacja oznaczałaby, że WIG wkracza dopiero w okres odpowiadający trzeciemu kwartałowi 2008 r. (!), czyli z opcją jeszcze sześciomiesięcznej bessy, przy czym najbardziej dotkliwa fala wyprzedaży byłaby dopiero przed nami. Jak wspomniałem wcześniej, kandydatów na tegorocznego „Lehmana” nie brakuje, choć trzeba uczciwie przyznać, że nawet bez czarnych łabędzi scenariusz dalszego schodzenia w dół krajowego rynku akcji należy przyjąć za bazowy – ocenia ekspert.

Jego zdaniem efekty zacieśniania polityki monetarnej w Polsce, choć się opóźniają, prowadzą krajową gospodarkę w objęcia recesji, a spadek PKB będzie napędzany przez słabość konsumpcji prywatnej oraz hamowanie inwestycji, zwłaszcza prywatnych. – Jeśli stanie się tak już w I kwartale 2023 r., to posiadacze akcji paradoksalnie zyskają powód do radości. Dla RPP będzie to bowiem sygnał, by powoli wycofywać się z procesu zacieśniania warunków monetarnych. Pamiętajmy, że historycznie od ostatniej podwyżki stóp do rozpoczęcia cyklu luzowania monetarnego mija przeciętnie pół roku. Cięcie stóp, np. na początku II kwartału 2023 r., nie byłoby zatem dla statystyków niczym szczególnym. Należąc do ich grona, trzymałbym się zatem scenariusza, w którym „okres przejściowy”, czyli czas finalizacji bessy po pierwszej obniżce stóp przez RPP, trwa nie dłużej niż trzy miesiące (jedynie w 2001 r. przeciągnął się on do pół roku) – wyjaśnia Kaźmierkiewicz.

Dlatego jego zdaniem w najbardziej optymistycznym scenariuszu bessa pozostanie z nami do kwietnia przyszłego roku. W mniej sprzyjających warunkach jej dno możemy zobaczyć dopiero na początku III kwartału 2023 r.

Bez zagranicy nie zajedziemy daleko

Problemem warszawskiej giełdy pozostaje wyraźna słabość na tle innych rynków akcji. Krajowe indeksy są w tym roku w czołówce najmocniej przecenionych wskaźników na świecie. Eksperci nie mają złudzeń, że presja negatywnych czynników, które skutecznie odstraszają inwestorów od naszego rynku akcji, będzie jeszcze przez jakiś czas ciążyć indeksom. – Obraz polskiego rynku akcji od początku roku nie napawa optymizmem. Słabość – największa od lat – jest ewidentna dla każdego inwestora, który jeszcze pozostał na rynku. Optymizm pocovidowy prysł wraz z podwyżkami stóp procentowych, a galopująca inflacja i słabnący złoty pokazuje stosunek zagranicy do naszego regionu. Tak długo, jak długo za wschodnią granicą będzie trwać konflikt, sytuacja może pozostawać bez zmian, a tendencja będzie spadkowa. W średnio- i długoterminowym horyzoncie wyceny akcji na szerokim rynku są już atrakcyjne, ale nadal brakuje chętnych na większe zakupy. Nastawienie do akcji jest bardzo słabe i wiele negatywnych sygnałów może być już widocznych w cenach – wskazuje Bartłomiej Zalewski, dyrektor ds. produktów inwestycyjnych Alior Banku. Jego zdaniem trudno jednak będzie o zwyżki na warszawskiej giełdzie bez odbicia na głównych światowych parkietach, na co w obliczu nadchodzącej recesji raczej szybko się nie zanosi. – Rynki zagraniczne powinny wyznaczyć trend, za którym moglibyśmy podążać. Jednakże może się okazać, że w obliczu nadchodzącego spowolnienia na pozytywne zmiany będziemy musieli poczekać dłużej – uważa ekspert.

Spojrzenie techniczne

Po ostatnim odbiciu indeksów pod względem analizy technicznej sytuacja głównych indeksów warszawskiej giełdy nie rysuje się całkiem pesymistycznie. – Na początku bieżącego tygodnia WIG20 odbił się od dolnego ograniczenia średnioterminowego kanału spadkowego, rodząc nadzieję na rozpoczęcie silniejszej korekty. Na wykresie najpierw pojawiła się świeca z długim dolnym cieniem, a następnie długa biała, sugerująca dalszy ruch w górę. Niestety, kolejne sesje przyniosły konsolidację. Niekoniecznie jednak musi ona oznaczać trwałe zakończenie odbicia – uważa Przemysław Smoliński, analityk BM PKO BP. Zauważa, że choć nasz rynek wewnętrznie nie wykazuje zbyt dużej siły, to jednak jest już mocno wyprzedany i wydaje się, że w obecnej chwili inwestorzy czekają na dalszy rozwój sytuacji na giełdach za oceanem. – Jeśli S&P 500 podejmie dalsze korekcyjne zwyżki, z wysokim prawdopodobieństwem można się ich spodziewać również i u nas. Jeśli jednak amerykańskie indeksy powrócą do spadków, to trudno mieć nadzieję, że nasz rodzimy rynek się im oprze – przyznaje.

W takim przypadku jego zdaniem WIG20 bez większych problemów mógłby zejść poniżej ostatniego lokalnego minimum, sięgając poziomów nawet poniżej 1300 pkt. – W obecnej chwili jednak nadal nieco więcej przemawia za kontynuacją korekcyjnego odbicia. Jego potwierdzeniem będzie pokonanie krótkoterminowego oporu na poziomie 1450 pkt, co otworzyłoby drogę dla zwyżek w kierunku 1630–1700 pkt, gdzie przebiega przełamane dolne ograniczenie kilkumiesięcznej konsolidacji oraz górne ograniczenie średnioterminowego kanału spadkowego – wskazuje ekspert BM PKO BP.

Warszawska giełda zmaga się z czwartą bessą w tym stuleciu

Trwająca bessa jest już czwartą, jakiej doświadcza GPW w tym wieku.

Jeszcze pod koniec XX wieku na giełdach pękła internetowa bańka, której motorem były szalone zwyżki cen akcji spółki zaawansowanych technologii. Moda na takie spółki przyszła do nas zza oceanu, gdzie w latach 1995–2000 nastąpiła era rozkwitu spółek internetowych (tzw. dotcomów). Perspektywa wielkich zysków z internetowych przedsięwzięć sprawiła, że akcje wielu firm nowej gospodarki osiągnęły astronomiczne wyceny, niemające pokrycia w fundamentach. Balon spekulacyjny pękł najpierw w USA, potem wyprzedaż objęła pozostałe rynki. W marcu 2000 r., gdy WIG osiągnął poziom blisko 23 tys. pkt, wyznaczając historyczny szczyt, wiara inwestorów w hossę napędzaną przez spółki internetowe się załamała. Po pęknięciu giełdowej bańki na całym świecie doszło do mocnego spowolnienia gospodarki. Bessa, która trwała kilkanaście miesięcy, sprowadziła WIG w dół prawie o 49 proc. Najdotkliwsze spadki zanotowały spółki z sektora nowoczesnych technologii.

Kolejne spustoszenie w portfelach inwestorów wywołało załamanie cen akcji w 2008 r. Choć indeksy na warszawskim parkiecie spadały już od miesięcy (moment kulminacyjny nastąpił w lecie 2007 r., po ustanowieniu szczytu przez WIG na poziomie ponad 67 tys. pkt), najgorsze było jeszcze przed nimi. Upadek amerykańskiego banku Lehman Brothers we wrześniu 2008 r. wywołał ogólnoświatowy krach. Zaostrzenie kryzysu na rynkach finansowych i widmo recesji w największych światowych gospodarkach drastycznie pociągnęły w dół wyceny spółek notowanych w Warszawie. Tylko w 2008 r. WIG stracił ponad połowę wartości. Bessę najmocniej odczuły małe i średnie spółki, których wyceny wcześniej szybowały w górę na fali hossy napędzanej napływami do TFI w latach 2003–2007.

Po bankructwie Lehmana rząd USA wprowadził plan ratunkowy dla banków, przekazując na ich wzmocnienie wiele miliardów dolarów. Rozpoczęła się era gigantycznych rządowych programów stymulacyjnych. Wkrótce po tym indeksy znów zaczęły rosnąć i na światowych giełdach zapanowała hossa, która – choć przeplatana korektami – trwała aż do 2020 r.

Na krajowym parkiecie odwrót zaczął się już z początkiem 2018 r., gdy indeks WIG wyznaczył szczyt na poziomie prawie 68 tys. Punktem kulminacyjnym spadków była covidowa panika, która w I kwartale 2020 r. przerodziła się w kolejny globalny krach na rynkach, gdy stało się jasne, że światowy kryzys wywołany skutkami rozprzestrzeniania się koronawirusa odciśnie swoje piętno na gospodarkach. Zdaniem analityków nie była to jednak typowa bessa porównywalna z tymi poprzednimi (brak cyklicznej recesji). A straty indeksom udało się odrobić jeszcze w tym samym roku.

Po wyznaczeniu nowego szczytu wszech czasów w listopadzie 2021 r. WIG wyraźnie obniżył loty i wszedł w trend spadkowy. Przyspieszyła go mocno rosyjska inwazja w Ukrainie, która postawiła Polskę i cały region w gronie rynków o podwyższonym ryzyku inwestycyjnym. W ostatnich miesiącach doszła do tego perspektywa kryzysu energetycznego w Europie. W wyniku ostatniej fali spadkowej WIG oddalił się od szczytu na poziomie 75 tys. pkt już o ponad 37 proc., a ryzyko pogłębienia spadku wciąż pozostaje istotne.jim

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty