Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych i ich wpływ na rynki akcji od tygodni nie schodzą z ust zawodowych inwestorów. Dlatego skupimy się na innych czynnikach oraz pozostałych klasach aktywów, na które warto zwrócić uwagę, wybierając fundusze do portfela w listopadzie.
Obligacje
Od września polskie papiery skarbowe staniały – rentowność tych dziesięcioletnich wzrosła do 3,1 proc. z 2,7 proc., fundusze inwestujące w nasze „skarbówki" odnotowały straty – średnio 0,4 proc., zarówno w październiku, jak i miesiąc wcześniej. I właśnie dlatego zdaniem Rafała Lerskiego, członka zarządu i dyrektora inwestycyjnego TFI BGŻ BNP Paribas, warto na nie postawić. Przy obecnych cenach nasze papiery dłużne oferują bowiem atrakcyjną relację potencjalnego zysku do ryzyka.
Innego zdania jest Paweł Małyska z TFI Allianz, który zwraca uwagę, że perspektywa podwyżki stóp procentowych przez Fed w grudniu i – w dłuższym terminie – wracająca inflacja, na pewno nie będą sprzyjać instrumentom dłużnym.
Japonia
Kraj Kwitnącej Wiśni okazał się czarnym (żółtym?) koniem naszego portfela w październiku. Fundusz akcji japońskich z portfela Radosława Sosny, menedżera w NN Investment Partners TFI, zyskał najwięcej spośród 25 funduszy, które dla czytelników „Parkietu" wybrali zarządzający. Czy wobec tego warto zamknąć tę pozycję i zrealizować zysk? Nic z tych rzeczy, Sosna zwiększył wręcz udział akcji japońskich w portfelu na listopad. Po pierwsze, Japonia na tle Europy, a teraz również USA, jawi się jako oaza politycznego spokoju. Po drugie, jest tam notowanych wiele spółek cyklicznych, a eksperci NN Investment Partners TFI spodziewają się poprawy kondycji światowej gospodarki.
„Misie"
W tej globalnej układance giną polskie małe i średnie spółki, po których zarządzający nie spodziewają się fajerwerków. – Szału nie będzie – to lapidarny komentarz Wojciecha Juroszka z AgioFunds TFI do rozpoczętego sezonu publikacji wyników za III kwartał. Po imponujących zwyżkach letnich miesięcy „średniaki" i „maluchy" musiałyby raportować naprawdę solidny wzrost zysków, żeby ich wyceny znów spadły i tym samym uzasadniły dalsze zwyżki. Co jeśli nie „misie"? – Duże spółki – chciałoby się powiedzieć. Niestety, żaden z ekspertów zapatrzonych na Waszyngton nie zaryzykował teraz takiej rekomendacji.