Marcin Piątkowski: Polska idzie drogą Japonii i Korei Południowej

#PROSTOzPARKIETU. Marcin Piątkowski: Otwartość na imigrację to warunek dalszego rozwoju gospodarki

Publikacja: 19.02.2020 17:48

Gościem Grzegorza Siemionczyka w #PROSTOzPARKIETU był w środę dr hab. Marcin Piątkowski z Akademii L

Gościem Grzegorza Siemionczyka w #PROSTOzPARKIETU był w środę dr hab. Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego, autor książki „Europejski lider wzrostu”.

Foto: parkiet.com

W ubiegłym roku Polska drugi raz od połowy lat 90. osiągnęła nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących. Te dane, opublikowane w zeszłym tygodniu, można różnie interpretować. Z jednej strony świadczą one o tym, że zmienił się model rozwoju polskiej gospodarki. Z drugiej strony pokazują, że Polska stała się eksporterem kapitału, co część komentatorów uznała za dowód na to, że u nas panuje zły klimat dla inwestycji albo z innych powodów firmy nie widzą tylu okazji inwestycyjnych. Jak pan ocenia tę nadwyżkę?

Moim zdaniem ona pokazuje sukces Polski. Gdy 30 lat temu rozpoczynała się transformacja, nie było zapewne ani jednego eksperta ani w kraju, ani za granicą, który wierzyłby, że tak dobrze nam ona pójdzie. Nadwyżka handlowa (to główna składowa nadwyżki na rachunku obrotów bieżących – red.) oznacza, że polska gospodarka jest superkonkurencyjna. Nadwyżki na rachunku obrotów bieżących mają takie kraje jak Niemcy, Japonia i Chiny. To nie są kraje, w których brakuje pomysłów inwestycyjnych. Polska podąża teraz śladami takich gospodarek jak Japonia, Korea Płd. i Tajwan, które w ostatnich dekadach dogoniły Zachód dzięki eksportowi. Mam nadzieję, że ta eksportowa orientacja polskiej gospodarki będzie się utrzymywała.

Te gospodarki, które mają nadwyżki handlowe, są zwykle wrażliwe na wahania koniunktury na świecie. Dobrze to widać na przykładzie Niemiec, które najmocniej ucierpiały na spowolnieniu w Chinach i na wojnie handlowej. Tymczasem Polska w ub.r. wykazywała dużą odporność na globalne zawirowania. Jak to możliwe?

Nadwyżka Niemiec w proporcji do PKB jest ośmiokrotnie większa niż u nas. Daleko nam więc jeszcze do niemieckiego uzależnienia od koniunktury na świecie. Warto też zwrócić uwagę na to, że w Polsce saldo handlowe Polski poprawiało się pomimo tego, że światowa gospodarka rozwijała się najwolniej od dekady. Stało się tak dzięki temu, że mamy bardzo zdywersyfikowany eksport. Nie jesteśmy Słowacją czy Czechami, które stoją głównie przemysłem motoryzacyjnym, ale nawet na tle takich państw jak Korea Płd. i Japonia wypadamy pod względem zróżnicowania eksportu bardzo dobrze. Nie jesteśmy też zorientowani na jeden tylko rynek zbytu. To pozwala nam lepiej niż innym radzić sobie ze zmianami w koniunkturze na świecie. To nie oznacza oczywiście, że nie ma już czego poprawić. W naszym interesie leży, aby eksportować jak najwięcej wysokomarżowych towarów i usług zamiast podzespołów. Potrzeba nam więcej Wiedźminów.

Jak to, co pan mówi, pogodzić z tym, że faktycznie słabnie napływ inwestycji zagranicznych do Polski, a konkurencyjność polskiej gospodarki w świetle niektórych rankingów maleje?

Bezpośrednie inwestycje zagraniczne do Polski cały czas płyną. To, że ten napływ hamuje, może być wynikiem zmiany ich charakteru. 20 lat temu w Polsce budowało się fabryki, to były bardzo kapitałochłonne inwestycje. Inwestycji globalnych banków, które otwierają w Polsce swoje centra usługowe, w statystykach tak wyraźnie nie widać, choć zatrudniają nieraz tysiące ludzi.

Podkopywanie ładu instytucjonalnego i podważanie praworządności, co wytyka rządowi PiS Bruksela, nie miały wpływu na atrakcyjność inwestycyjną Polski?

Myślę, że mają wpływ, ale na razie zmiany w porządku prawnym nie były tak duże, żeby inwestorzy zagraniczni i krajowi nabrali obaw, czy wyrok sądu będzie niezawisły i niezależny. Tego Rubikonu na szczęście jeszcze nie przekroczyliśmy. I mam nadzieję, że to się nie stanie, bo wtedy zaprzepaścimy nasz złoty wiek, ogromny sukces gospodarczy z ostatnich 30 lat.

Czy wspomniana przez pana zmiana w strukturze gospodarki oznacza, że nie ma sensu dążyć do podwyższenia stopy inwestycji do 25 proc. PKB, jak chciałby premier Mateusz Morawiecki? Taka stopa inwestycji jest nieosiągalna, ale też nie jest konieczna, aby podtrzymać szybkie tempo rozwoju gospodarki?

Sądzę, że strukturalne zmiany w gospodarce mogą być jedną z przyczyn stosunkowo niskiej stopy inwestycji. Firmy w Polsce coraz więcej inwestują w tzw. wartości niematerialne, czego nie widać dobrze w statystykach. Jestem przekonany, że gdyby wziąć to pod uwagę, to rzeczywista stopa inwestycji jest dziś w Polsce wyższa, niż była 30 lat temu. Co nie oznacza, że nie ma sensu dążyć do jej podwyższenia. W Azji stopy inwestycji przekraczają nieraz 30–40 proc. PKB. Polska też powinna do tego dążyć, czemu będzie sprzyjała budowa oszczędności krajowych.

W jakim stopniu na przeszkodzie dalszemu rozwojowi polskiej gospodarki może stanąć starzenie się ludności i coraz bardziej dotkliwy niedobór pracowników? Wydaje się, że sektor usługowy – który ostatnio nad Wisłą kwitł – jest mniej podatny na automatyzację niż sektor przemysłowy.

Powinniśmy promować robotyzację i automatyzację tam, gdzie to możliwe. Produktywność pracy w Polsce jest o połowę niższa niż w Niemczech. Mamy więc jeszcze dużo miejsca na to, żeby absorbować pomysły i technologie zwiększające produktywność. Ale równolegle powinniśmy być otwarci na imigrację, żeby wypełniać luki na rynku pracy. W pewnym sensie ta imigracja już się wydarzyła. Jeszcze kilka lat temu nikt nie wyobrażał sobie, że do Polski przyjedzie prawie 2 mln Ukraińców. Ale Polska musi się dalej otwierać. A najlepiej, żebyśmy ściągali na polskie uczelnie młodych ludzi i robili wszystko, żeby oni chcieli tu zostać.

A co, jeśli to się nie uda? Polska zestarzeje się, zanim zdoła się wzbogacić?

Przewiduję, że do 2030 r. dochód na mieszkańca w Polsce (liczony z zachowaniem parytetu siły nabywczej – red.) wzrośnie do 80 proc. dochodu w 15 starych krajach UE z około 66 proc. obecnie. To byłby najwyższy relatywny poziom życia w Polsce w całej jej historii. Zgadzam się jednak, że starzenie się ludności z powodów zarówno ekonomicznych, jak i politycznych, to jedno z największych zagrożeń dla dalszego nadrabiania zaległości. Jeśli nie będziemy potrafili prowadzić takiej polityki imigracyjnej, żeby być atrakcyjnym krajem dla młodych ludzi z całego świata, złoty wiek się skończy.

Obecnie polska gospodarka hamuje i choć większość ekonomistów sądzi, że to będzie cykliczne, przejściowe zjawisko, nie brak też głosów, że to jest preludium trwałego osłabienia wzrostu. Na przykład agencja ratingowa S&P oceniała niedawno, że tzw. potencjalne tempo rozwoju polskiej gospodarki to zaledwie 2 proc. i w tym kierunku zmierzamy.

Dania jest bogata nie dlatego, że przez dziesięć lat rosła w tempie 15 proc. rocznie, tylko dlatego, że przez 100 lat rosła w tempie 2 proc. rocznie. Sobie też powinniśmy życzyć tego, żebyśmy się rozwijali jak najdłużej w przyzwoitym tempie, a nie przez chwilę w tempie estońskim czy chińskim, skutkującym nierównowagą makroekonomiczną. A na obecnym poziomie rozwoju Polski wzrost rzędu 3 proc. rocznie to byłby bardzo przyzwoity wynik, wystarczający, aby dogonić Zachód.

Gospodarka krajowa
Niepokojąca stagnacja w inwestycjach
Gospodarka krajowa
Ekonomiści obniżają prognozy PKB
Gospodarka krajowa
Sprzedaż detaliczna niższa od prognoz. GUS podał nowe dane
Gospodarka krajowa
Słaba koniunktura w przemyśle i budownictwie nie zatrzymała płac
Gospodarka krajowa
Długa lista korzyści z członkostwa w UE. Pieniądze to nie wszystko
Gospodarka krajowa
Firmy najbardziej boją się kosztów