Cały giełdowy świat zerka teraz na Wall Street. To stamtąd przyszedł sygnał do tegorocznych spadków (wojny handlowe Donalda Trumpa, problemy spółek z grupy FAANG) i tam ważą się teraz losy globalnego układu sił. Indeks S&P 500 spadł od szczytu hossy o 10 proc. i na zakończenie czwartkowej sesji znalazł się na poziomie 2650 pkt. Po starcie piątkowej sesji oscylował już 20 pkt niżej. Do granicy bessy jeszcze daleko, ale analitycy dostrzegają na wykresie niebezpieczne sygnały. W ubiegły piątek w Parkiet TV zwracał na to uwagę Piotr Neidek, analityk techniczny DM mBanku. – Zamknięcie tygodniowej świecy poniżej 2600 pkt będzie sygnałem do zniżki w kierunku 2300 pkt. Na razie sygnał nie został aktywowany, ale niepokoi zarówno zachowanie rynku długu, jak i to, że w ujęciu dziennym S&P 500 nie może wrócić nad średnią kroczącą 200-sesyjną. Te elementy układanki plus cykl Bennera-Fibonacciego sugerują, że rok 2018 będzie rokiem szczytowym. A kolejne dwa–trzy lata będą należeć do jankeskich niedźwiedzi – zwracał uwagę ekspert.

Z kolei w piątkowym komentarzu Piotr Kuczyński, główny analityk DI Xelion, pisał o zwiastującej zniżki formacji. „Olbrzymie zagrożenie techniczne jest w tym, że jeśli indeks S&P 500 przełamie wsparcie na poziomie 2600 pkt, to powstanie 12-miesięczna formacja głowy z ramionami (RGR, red.) generując sygnał sprzedaży z zakresem przynajmniej do 2260 pkt" – pisał Kuczyński. Nie ma się co oszukiwać, Wall Street jest w tym momencie ostoją globalnego obozu byków, zwłaszcza po tym, jak niemieckie indeksy przekroczyły umowną granicę bessy. Jeśli więc 2600 pkt na S&P 500 pęknie, to dostaniemy silny sygnał sprzedaży. W takim scenariuszu trudno sobie wyobrazić rajd św. Mikołaja, na który wszyscy mocno liczyliśmy. Utrzymanie 2600 pkt będzie więc w najbliższych dniach kluczowe. Gdyby na Wall Street doszło do wzrostowej kontry, to GPW wydaje się na taką ewentualność całkiem nieźle przygotowana. Mam na myśli zachowanie indeksów WIG20 i mWIG40. Ten pierwszy wybronił się ostatnio przed spadkiem poniżej dolnej granicy krótkoterminowego kanału wzrostowego i wrócił nad średnie kroczące z 50 i 200 sesji. To daje perspektywę wzrostu do górnej bandy, a w konsekwencji przebicie lokalnego szczyt 2355 pkt. Drugi indeks natomiast książkowo wręcz obronił szczyt (3957 pkt) oddzielający minima formacji podwójnego dna i wyszedł na nowe lokalne maksima. Na razie więc realizowany jest scenariusz wzrostowy, w którym zasięg zwyżki to okolica 4160 pkt.

Oba indeksy budują więc powoli struktury wzrostowe, co sugeruje, że przynajmniej od technicznej strony jest na rynku trochę paliwa do zwyżek. A to dobrze wpisuje się w sezonowe anomalie, których się spodziewamy. Szkoda, że wciąż nie widać wzrostowego potencjału wśród małych spółek, ale akurat sWIG80 zdążył nas w tym roku przyzwyczaić, że po prostu jest pod całkowitą kontrolą niedźwiedzi. Na ten moment jego notowania są bliżej wybicia nowego dna bessy niż przerwania sekwencji coraz niższych szczytów. Szkoda, bo grudniowy przypływ kapitału zwykł podnosić mniej płynne „łodzie".