W ostatni poniedziałek WIG ustanowił kolejny rekord wszech czasów, a mianowicie 72 170 pkt. Później doszło do schłodzenia nastrojów w ślad za Wall Street, ale nie wszystkie segmenty naszego rynku poddały się podaży.

To dobrze wróży. Zdrowa hossa jest bowiem jak sztafeta – pałeczkę lidera trzeba co jakiś czas oddać innemu zawodnikowi. Tym ostatnim powoli znów staje się sWIG80. Indeks praktycznie w ogóle nie poddał się ostatniemu schłodzeniu i od sierpniowego testu średniej z 50 sesji systematycznie zwyżkuje. I robi to w dobrze znanym nam stylu – powoli i konsekwentnie. Dzienne świece są niewielkie, a kolejne szczyty położone są w niedużej od siebie odległości. Jak mówią – wolniej idziesz, dalej zajdziesz... Efekt jest taki, że w piątkowe popołudnie wskaźnik maluchów znalazł się już na poziomie 21501 pkt. To zaledwie o 278 pkt od historycznego maksimum, ustanowionego w lipcu 2007 r.

Rekord jest więc na wyciągnięcie ręki i jeśli zmiana liderów okaże się trwalsza, to maluchy powinny dać inwestorom powody do celebracji. W ten scenariusz wpisuje się także to, co dzieje się na małym parkiecie. NCIndex utworzył bowiem podwójne dno przy poziomie 456 pkt, a następnie wzrósł powyżej średniej z 50 sesji. W minionym tygodniu doszło do konsolidacji, ale wskaźnik bronił średniej, a obronie towarzyszył zauważalny wzrost w obrotach na małym parkiecie. Pomogły w tym m.in. trzy debiuty spółek z grupy PlayWay, zwłaszcza Madmind, który w środę zyskał 110 proc. przy ponad 1 mln zł obrotu. Kapitał wrócił na parkiet, o czym świadczą dzienne obroty na GPW znów przekraczające 1 mld zł. I jak widać – kapitał ten szuka swojego miejsca szeroko, dając szansę nie tylko dużym, ale też mniejszym podmiotom.

O zmianie liderów, przynajmniej w krótkoterminowym ujęciu, można też mówić na globalnej arenie. O ile bowiem Wall Street weszła w minionym tygodniu w fazę przestoju, o tyle tokijski Nikkei 225 ani myśli się zatrzymywać. Indeks ten rośnie od 23 sierpnia. W niecałe trzy tygodnie zyskał już 12,5 proc., odrabiając niemal całość tegorocznych strat (przypomnijmy, że tracił od 16 lutego). We wtorek indeks po raz pierwszy od początku 2021 r. znalazł się powyżej 30 000 pkt. Po drodze notowania przebiły średnie z 50 i 200 sesji, które są bliskie zanegowania formacji krzyża śmierci i utworzenia jej wersji w formie złotej.

Jak nie Nowy Jork, to Tokio. Jak nie blue chips, to maluchy. Te zmiany siły relatywnej napawają optymizmem. I choć wrzesień to statystycznie jeden z najgorszych miesięcy na naszym rynku, to na razie byki zdają się nie przejmować historią. Ta ostatnia, choć powtarzać się lubi, robić tego nie musi, o czym przecież przekonaliśmy się całkiem niedawno, bo zamiast „Sell in May" mieliśmy w piątym miesiącu roku zdecydowane „Strong buy in May".