W zeszłym roku wszystkie więc sprzedał za symboliczne kwoty (rzędu 2 tys. USD).
Teraz polska spółka może się pozbyć kolejnej koncesji, tym razem kazachskiej. Rozmawia właśnie z chińskim inwestorem o sprzedaży Profitu (ma 50 proc. udziałów w tej koncesji). Ceny jeszcze nie ustalono, można się jednak spodziewać, że – podobnie jak w wypadku rosyjskich – nie będzie ona wysoka. Prezes Gricuk liczy tylko na to, że na transakcji nie straci.
Równocześnie Petrolinvest myśli jednak o powrocie do Rosji. Temu właśnie miałyby służyć prowadzone od kilku tygodni rozmowy z Gazpromem. Tym razem miałoby chodzić nie o poszukiwanie ropy, ale o jej wydobycie. Dlatego polska spółka chciałaby objąć (najpewniej na zasadzie podwyższenia kapitału) udziały w należącej do Gazpromu spółce lub spółkach, które eksploatują złoża na Półwyspie Jamalskim. Petrolinvest chce tam mieć co najmniej 50 proc. udziałów. W zamian wyłożyłby pieniądze na kolejne inwestycje. Na razie jeszcze nie wiadomo, o jakie kwoty może chodzić. Polska spółka chciałby sfinalizować transakcje już w drugiej połowie roku.
Skąd pieniądze na rosyjskie inwestycje? 50 mln USD, które pożyczy Petrolinvestowi Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, mają być w całości przeznaczone na prace geologiczno-wiertnicze na kazachskich koncesjach EmbaYugNieft oraz OTG. Na poszukiwania na terenie tej drugiej koncesji wydane ma być 70 mln USD, które wyasygnuje francuski Total. W grę wchodzić mogą zatem pieniądze, które Petrolinvest ma nadzieję pozyskać od kolejnych inwestorów.
Paweł Gricuk od jakiegoś czasu wspomina o rozmowach toczonych z pięcioma (niewymienianymi z nazwy) amerykańskimi funduszami inwestycyjnymi. W tym wypadku chodziłoby o emisję obligacji zamiennych na akcje. Część z pozyskanych w ten sposób pieniędzy Petrolinvest miałby przeznaczyć na spłatę kredytu (w tym roku spółka musi oddać bankom 50 mln zł), część, być może, na prace poszukiwawcze.