Jednak koniec kwietnia oraz maj przyniosły dynamiczne cofnięcie po opisywanym rajdzie cen. W rezultacie notowania baryłki WTI spadły od kwietniowego szczytu o około 14 proc., do 57,40 USD. Jednym z głównych czynników, które tak bardzo przestraszyły kupujących, wydaje się być postęp w wojnie handlowej i jego przełożenie na oczekiwane większe spowolnienie w światowej gospodarce, co chociażby odbiło się także w danych ze Stanów Zjednoczonych, czyli w indeksach PMI. Słabsza gospodarka to prawdopodobnie mniejszy popyt na ropę, a mniejszy popyt może spowodować obniżenie ceny. W tym czasie doszło także do wzrostu zapasów ropy oraz spadku zapasów benzyny, co także mogło oddziaływać podażowo na notowania surowca.

Tymczasem czynnikiem popytowym zdaje się być ciągłe zmniejszanie produkcji przez kraje OPEC i OPEC+, które dostosowują się do zadeklarowanych wcześniej cięć wydobycia. Do tego dochodzi możliwość kolejnych ataków na infrastrukturę przemysłu naftowego. Jakiekolwiek zakłócenie produkcji lub przesyłu ropy może także wpływać na wzrost cen.

Inwestorzy na rynku ropy znaleźli się między młotem a kowadłem, szacując, który z czynników może mieć większy wpływ na przyszłą cenę surowca. ¶