Końcówka roku powinna być dla grupy PGNiG lepsza niż rok temu. – W IV kwartale przede wszystkim spodziewam się bardzo dobrych wyników finansowych koncernu w biznesie wydobywczym. To nie tylko kwestia wysokich cen gazu i ropy, ale i wzrostu wydobycia w Norwegii – mówił Kamil Kliszcz, analityk BM mBanku. Zauważa, że pod koniec września PGNiG sfinalizowało zakup firmy Ineos E&P Norge. W rezultacie od tego czasu jego całościowe wydobycie wzrosło o około jedną trzecią. Wzrost wolumenów i taryf powinien też zaowocować poprawą wyników z dystrybucji gazu. Ponadto poprawy rezultatów można oczekiwać z działalności związanej z wytwarzaniem energii.
– Jednocześnie spodziewam się istotnego pogorszenia kondycji koncernu w obrocie i magazynowaniu gazu. Trzeba pamiętać, że dział ten kupuje gaz po cenach spotowych z obszaru wydobycia (model rozliczeń między segmentami), które nie są odzwierciedlone w cenach sprzedaży – twierdzi Kliszcz.
Drogi surowiec
Jego zdaniem koszty zakupu błękitnego paliwa w spółce detalicznej PGNiG, które następnie jest sprzedawane gospodarstwom domowym, wzrosną w przyszłym roku nawet o ponad 60 proc. Są one znacznie mniejsze niż zwyżki cen SPOT, gdyż zakłada, że grupa dużą część transakcji realizowała z wyprzedzeniem, gdy notowania surowca były dużo niższe niż obecnie. Nie zmienia to faktu, że koszty zakupu będzie mogła uwzględnić w nowej taryfie tylko w bliżej jeszcze nieokreślonym stopniu. – Wprowadzone niedawno zmiany prawne przewidują rozłożenie w czasie podwyżek cen gazu dla gospodarstw domowych, co oznacza, że PGNiG będzie mogło na razie uwzględnić w taryfie tylko część kosztów nabycia surowca. Co gorsza, nie wiadomo, na jakich zasadach, kiedy i w jakim stopniu będą one rekompensowane – uważa Kliszcz.
Tymczasem ceny gazu na TGE biją kolejne rekordy. W weekend w dostawach spotowych przekroczyły 500 zł za MWh. Rok temu oscylowały w pobliżu 80 zł. Z kolei na holenderskim TTF kurs w kontraktach z dostawą na przyszły miesiąc przekracza 105 euro, podczas gdy rok wcześniej wynosił poniżej 17 euro.