W mijającym tygodniu poznaliśmy ważne decyzje banków centralnych. Bank Japonii wprowadza program skupu rządowych obligacji dopasowany do krzywej rentowności. Co to oznacza w praktyce?
Banki cierpią przez ujemne stopy procentowe, więc BoJ zdecydował, że będzie skupował obligacje 10-letnie w taki sposób, by ich rentowność oscylowała wokół zera. W krótkim terminie to pomoże japońskiemu sektorowi bankowemu, ale niekoniecznie całej giełdzie. Dlaczego? Wydaje mi się, że z każdym kolejnym luzowaniem polityki, krańcowa skuteczność nowych rozwiązań maleje. To jest trochę jak z antybiotykami – przy pierwszym użyciu są bardzo skuteczne, ale nadużywane przestają działać. Uważam, że w dłuższym terminie to nowe rozwiązanie nic nie zmieni i Japonia wciąż będzie borykać się z dotychczasowymi problemami.
Wygląda więc na to, że Bank Japonii nie za bardzo wie, co robić? Aplikując gospodarce po raz kolejny ten sam "antybiotyk" stosuje podejście "wait and see".
Ta niemoc nie dotyczy tylko Japonii. Większość dużych banków centralnych boryka się z niskim wzrostem gospodarczym i brakiem skuteczności polityki monetarnej. Doszło do tego, że banki nie mają już narzędzi, by w bezpośredni sposób wpływać na gospodarkę. Pojawiają oczywiście pomysły typu "helicopter money", ale moim zdaniem to może być bomba atomowa dla rynków. Gdyby bowiem ten pomysł został wdrożony i się nie udał, konsekwencję będą druzgocące.