W analizie sprzed tygodnia pochwaliliśmy nasz przykładowy, „wirtualny", zdywersyfikowany portfel za nowe rekordy, wskazując jednocześnie, że walnie przyczynił się do tego jeden ze składników tego koszyka: złoto. Idźmy dalej tym tropem – zależności między zachowaniem cen złota a wynikami portfela uczyńmy punktem wyjścia do rozważań na temat tego, w jakim punkcie cyklu koniunkturalnego jest szlachetny metal.
Trwalsza zmiana trendu?
Takie spojrzenie jest z pewnością niestandardowe, ale być może wniesie coś nowego do „zwykłej" analizy. A owa analiza wcale nie przynosi jednoznacznych rozstrzygnięć. Z jednej strony – na co uwagę zwraca wielu ekspertów – sytuacja techniczna na tym rynku uległa pozytywnej ewolucji w porównaniu z mizernymi latami 2013–2015. Mamy pierwszy tak mocny ruch zwyżkowy od 2011 r. Jest „podejrzenie" trwalszej zmiany trendu.
Z drugiej jednak strony obserwacja tego, co dzieje się na rynku kontraktów terminowych na szlachetny metal, wywoływać może obawy, czy nie mamy przypadkiem do czynienia z bańką spekulacyjną. Liczba (jak i szacowana przez nas wartość) długich pozycji na rynku COMEX zakwalifikowanych jako „inwestycyjne" nie tylko przekroczyła już historyczne rekordy z 2011 r., ale na dodatek w ciągu kilku miesięcy urosła w tempie, jakiego jeszcze nigdy nie widzieliśmy! Tak gwałtowny napływ gorącego kapitału spekulacyjnego może być niepokojący.
Obraz jest równie zagmatwany, jeśli chodzi o fundamenty. Z jednej strony wielką szansą dla złota byłoby trwalsze osłabienie dolara względem innych walut (ze względu na historyczną zależność: słaby dolar = mocne złoto). Ale czy do takiego trwalszego osłabienia w ogóle może dojść w obecnych okolicznościach? Teoretycznie złoto powinno być jednocześnie zabezpieczeniem przed domniemanym przyszłym powrotem inflacji. Pytanie tylko: czy notowania nie zagalopowały się zbytnio z dyskontowaniem takiego scenariusza? O tym, że ceny złota są relatywnie wysokie, świadczy chociażby takie porównanie: na koniec czerwca szlachetny metal w ujęciu dolarowym kosztował 115 proc. więcej niż dziesięć lat temu (i to mimo dotkliwej korekty z lat 2013–2015), podczas gdy amerykański indeks inflacji urósł w tym samym czasie o... 18 proc. A przecież nie zawsze tak było. Przykładowo: w ostatniej dekadzie XX wieku złoto potaniało o 30 proc., podczas gdy inflacja wyniosła +30 proc. Jak widać, im więcej czynników bierzemy pod uwagę, tym ocena atrakcyjności inwestycyjnej szlachetnego metalu staje się bardziej zagmatwana.
W tym miejscu wkroczymy z dość niestandardowym podejściem. Spróbujmy na złoto spojrzeć nie jako na odrębną klasę aktywów, lecz po prostu jako na jeden z wielu składników zdywersyfikowanego portfela (takiego jak ten omówiony przed tygodniem).