Jak pan ocenia aktualną sytuację na rynku fintechu? Jaki jest wpływ pandemii i zbliżającego się kryzysu na fundusze finansujące tego typu firmy?
W języku chińskim słowo „kryzys" jest tłumaczone jako „zagrożenie" i jednocześnie „szansa". I takie myślenie jest mi zdecydowanie bliższe. Pytanie, kto w biznesowym sensie wyjdzie z tej sytuacji zwycięsko, przystosowując się do nowych szans i warunków funkcjonowania, a takie niewątpliwie się pojawiają. Jako inwestor uważam, że biznesy typu fintech będą miały pole do intensywnego rozwoju, w przeciwieństwie do klasycznych firm z sektora finansów.
Dlaczego?
Proszę zwrócić uwagę na to, co się dzieje dookoła. Mamy do czynienia z sytuacją absolutnie bez precedensu. Indeksy giełdowe zanurkowały w marcu, by powrócić do sytuacji sprzed lockdownu, kontrakty terminowe na ropę osiągały wartości ujemne, pogląd zaś, że obecny kryzys będzie gorszy od tego z lat 30. ubiegłego stulecia, wcale nie jest odosobniony. W sektorze bankowym nastąpiły obniżki stóp procentowych, wobec pojawiającej się fali bankructw banki komercyjne są zaś zmuszone do zwiększania rezerw kredytowych. Banki centralne drukują na niespotykaną dotychczas skalę pieniądze oraz skupują z rynku aktywa finansowe, bardzo często finansując też deficyt budżetowy – pamiętajmy, że zysk banku centralnego często stanowi dywidendę dla Skarbu Państwa, co oznacza „bezkosztowe" zadłużanie się rządów w lokalnych walutach. Zmiany wywołane tak potężnym szokiem będą miały charakter trwały. W tym tygodniu zaczęły pojawiać się kolejne „czarne łabędzie" – właśnie Izrael jako pierwszy ogłasza drugi lockdown. Kto będzie następny?
Jak pan ocenia skutki tej sytuacji?