W ubiegłym sezonie bank rozbił Norweg Halvor Egner Granerud. Triumfator klasyfikacji generalnej Pucharu Świata jako jedyny przekroczył granicę 200 tys. franków szwajcarskich.
Za wygranie 11 konkursów indywidualnych i trzech drużynowych otrzymał dokładnie 207,1 tys. franków – wówczas równowartość około 875 tys. zł. Zarobiłby jeszcze więcej, gdyby nie zachorował na Covid-19 i nie musiał przechodzić kwarantanny.
Granerud, mimo problemów zdrowotnych, i tak wyprzedził znacznie Niemca Markusa Eisenbichlera (144,5 tys. franków) oraz Kamila Stocha, na którego konto wpłynęło 138,9 tys. franków, w tym 20 tys. premii za zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni. Po przeliczeniu dało to łącznie ok. 586 tys. zł.
Na liście płac było jeszcze dziesięciu polskich skoczków. W czołówce znaleźli się Piotr Żyła (siódme miejsce – 100,9 tys. franków, 426 tys. zł) i Dawid Kubacki (ósme – 100,1 tys. franków, 422 tys. zł). Najlepszy sezon w karierze, zarówno pod względem sportowym jak i finansowym, zanotował Andrzej Stękała (61,2 tys. franków, 258 tys. zł). Reszta zarobiła dużo mniej. Najsłabsi w naszej kadrze – Stefan Hula i Tomasz Pilch – dostali odpowiednio 200 i 100 franków.
Hojna Norwegia
Ta ostatnia kwota to premia za 30. pozycję w serii finałowej konkursu Pucharu Świata. Podium to kolejno 6, 8 i 10 tys. franków dla zwycięzcy, wygranie kwalifikacji – 3 tys. franków (5 tys. w lotach). Triumf w drużynie wyceniany jest na 30 tys. franków (do podziału na czterech). Nie są to sumy powalające na kolana. Podobnie jak nagrody w mistrzostwach świata.