Do dziś tamta dekada poważnie utrudnia ocenę złota jako aktywa inwestycyjnego, które w zależności od momentu rozpoczęcia analizy może być widziane jako rozsądna alternatywa dla akcji i obligacji albo relikt, który od 40 lat byłby obciążeniem dla niemal każdego portfela. Pewne jest, że obchody 50-lecia tamtego historycznego wydarzenia nie upłyną inwestującym w kruszce w szampańskich nastrojach. Od osiągnięcia historycznych szczytów cen mija właśnie rok, podczas którego mieliśmy do czynienia z około 15-proc. przeceną. Co gorsza, doszło do niej w okresie nie tylko bardzo sprzyjającym dla innych ryzykownych aktywów, ale też w teorii idealnym dla metali szlachetnych ze względu na szybko rosnącą inflację. To kolejny dowód na bolesną różnicę między rzeczywistością rynkową a podręcznikiem – pewne zależności stają się istotne dopiero w terminie dłuższym niż niemal każdy horyzont inwestycyjny. My pozostajemy pozytywnie nastawieni do złota od 2019 r. i chociaż jest ono dla nas taktycznym, a nie permanentnym, elementem portfela, oceny na razie nie zmieniamy. Poniedziałkowy „flash crash", wywołany przez zalew podaży w godzinach najniższej płynności na rynku kontraktów i zamierzony ewidentnie na maksymalne możliwe zbicie ceny na rozchwianym po danych z rynku pracy rynku, ma w naszej opinii wyłącznie znaczenie krótkoterminowe. Widzimy dwa poważne ryzyka, tzn. możliwość dalszego umocnienia się dolara w miarę wzrostu rentowności oraz kolejną falę wzrostu kryptowalut, które stanowią dla złota pewną konkurencję, a właśnie wybiły się górą z dwumiesięcznej konsolidacji. Złoto jednak wcale nie było beneficjentem zachowania realnych rentowności w ciągu ostatnich 12 miesięcy i jeżeli to one miałyby być motorem zachowania cen, w ujęciu średnioterminowym pozostaje bardzo wyprzedane. Dodatkowo patrzymy głównie na popyt, a w nim upatrujemy pozytywnych sygnałów z banków centralnych i nadziei na odbicie popytu w Indiach. Kryptowaluty są tu największą niewiadomą, ale zważywszy, że całe rezerwy złota na świecie są warte tylko około sześciu razy więcej niż ten 12-letni rynek, widzimy tu więcej wewnętrznej wartości, a dla inwestorów wierzących w „nieuchronny kres papierowego pieniądza" głęboki sens dywersyfikacji między te dwie klasy aktywów, z których obecne zachowanie jednej jako żywo przywołuje wspomnienia z lat 1971–1980 na drugiej. Sami się do tej grupy nie zaliczamy, więc portfele wciąż budujemy głównie w oparciu o akcje.