Nieznacznie wyższa od oczekiwań okazała się inflacja. Wartość 5,5 proc. jest najwyższa od 34 miesięcy. To już nie musiało się podobać. Wyższa inflacja oznacza bowiem większe zagrożenie kolejnymi ruchami chłodzącymi chińską gospodarkę. Tak się złożyło, że jakby w odpowiedzi na te dane, jeszcze tego samego dnia chińskie władze podjęły decyzję o podniesieniu stopy rezerw obowiązkowych o 50 pkt bazowych. Rynki tę informację zignorowały.

Później przyszła wiadomość dotycząca wskaźników wyprzedzających liczonych dla krajów OECD. O ile dla całości tej grupy wskaźnik wyprzedzający wzrósł, to już dla Polski po raz kolejny spadł, a dane za marzec zostały zrewidowane w dół. Także i tym razem nie przejęto się publikacją. Ta była negatywna, ale i pozytywne dane nie miały większego przełożenia na poziom notowań. O 14.30 poznaliśmy dynamikę amerykańskiej sprzedaży detalicznej. Okazało się, że była ona w maju nieco lepsza od oczekiwań. Przełożyło się to na minimalny, wynoszący kilka punktów, wzrost cen, który nie był później kontynuowany. Jeszcze po 17 rozpiętość cen wynosiła tylko 14 pkt.

Tak niska zmienność oraz odporność uczestników rynku na napływające dane może być tłumaczona trwającym procesem rolowania pozycji. Mała zmienność temu sprzyja, gdyż nie naraża na niepotrzebne koszty.

Niska zmienność to także przypieczętowanie naszego aktualnego nastawienia neutralnego. Wprawdzie wczoraj ceny ostatecznie wzrosły, ale pozostały one pod poziomem oporu na 2886 pkt. Pokonanie tego poziomu, przypomnę, byłoby podstawą do zmiany nastawienia ponownie na pozytywne. Przełamanie wsparcia na 2840 pkt będzie przesłanką, by uznać średnioterminową przewagę podaży. Dopóki to nie nastąpi, nasza rola ograniczy się do obserwacji tego, co ma miejsce między tymi poziomami. Dziś kolejna duża porcja danych makro. Może tym razem rynek zdecyduje się na bardziej stanowczą zmianę? Produkcja przemysłowa strefy euro lub USA czy też polska inflacja są zmiennymi, które mają potencjał, by wyrwać ceny z trendu bocznego.