Nieustanne raportowanie

W lecie zbiegło się w czasie rozpoczęcie obowiązywania przepisów dwóch pozornie niezwiązanych ze sobą regulacji, MAR i Transparency II.

Publikacja: 18.08.2016 06:00

Piotr Biernacki, wiceprezes zarządu, SEG

Piotr Biernacki, wiceprezes zarządu, SEG

Foto: Archiwum

Zachowanie wielu spółek, które obserwujemy od początku lipca, a także głosy w mediach skłaniają do refleksji na temat sensu wprowadzenia tych przepisów oraz ich istoty.

MAR, jak sama nazwa wskazuje, jest rozporządzeniem zapobiegającym nadużyciom na rynku. Wymierzono je w najcięższe przestępstwa. Jednak tak się nieszczęśliwie złożyło, że w tej skierowanej przeciwko finansowym zbrodniarzom regulacji znalazły się też przepisy regulujące dość zwyczajny, odwieczny standard komunikacji obowiązujący pomiędzy spółkami a ich udziałowcami. Parafrazując art. 7 i 17 MAR, regulacja ta mówi: „Jeśli spółka wie coś, co może być ważne dla jej inwestorów, to powinna ich o tym poinformować".

Czytając dosłownie definicję informacji poufnej i obowiązek jej publikacji możemy dojść do wniosku, że spółki powinny jak najszybciej informować wszystkich o wszystkim. Taki wniosek byłby jednak niewybaczalnym (biznesowo) błędem, bo zapisów MAR nie możemy odczytywać literalnie – wszak były pisane językiem, który musi pasować do kilkudziesięciu porządków prawnych, a nie tylko do nadwiślańskiej tradycji legislacyjnej. Czy spółki muszą informować o wszystkim? Bynajmniej! A muszą informować natychmiast? A skąd! Dlaczego? Zanim na to odpowiemy, popatrzmy na istotę drugiej z przywołanych regulacji, czyli na dyrektywę Transparency II.

T2 wdrożona do polskiego porządku prawnego ustawą z 31 marca 2016 r. (DzU 2016 r., poz. 615) jest jednym z działań regulatora unijnego, których celem jest przeciwdziałanie shorttermizmowi rynków kapitałowych. Dyrektywa zlikwidowała obowiązek publikacji raportów kwartalnych (utrzymany w polskiej implementacji) i spowodowała wydłużenie terminów publikacji niektórych raportów okresowych. Walka z nastawieniem na krótkoterminowe wyniki jest przywołana wprost w preambule, zresztą tuż obok zwiększania przejrzystości rynku. Znów czytając dosłownie można się oburzyć: Jak to? Regulator unijny przywołuje transparentność i jednocześnie pozbawia inwestorów tak lubianych raportów kwartalnych oraz wydłuża terminy publikacji pozostałych? Gdzie w tym sens?

Na obie regulacje trzeba spojrzeć łącznie. Dopiero w połączeniu zapisów, ale też zawartych w preambułach motywów MAR i Transparency II widzimy podejście unijnego regulatora, który mówi: spółki powinny przygotowywać solidne, bogate w treść, zbadane przez biegłego sprawozdania okresowe. W zasadzie to powinno być raz w roku, no najwyżej raz na pół roku, na pewno nie częściej. Spółki powinny mieć odpowiednio dużo czasu, żeby takie sprawozdanie porządnie przygotować. Oczywiście pomiędzy publikacjami kolejnych sprawozdań może się zdarzyć wiele ważnych spraw. Jeśli coś takiego się wydarzy, to spółka powinna o tym poinformować inwestorów. Jak najszybciej, sprawnie, prosto i konkretnie.

W ten sposób regulator stara się oduczyć inwestorów wywierania na spółki presji coraz częstszego publikowania kompletnych sprawozdań finansowych. W zamian za to obiecuje, że inwestorzy o wszystkim, co ważne, dowiedzą się jak najszybciej. Dobre wypełnianie obowiązków informacyjnych (tych wynikających z MAR) powinno powodować, że żaden raport okresowy (ten wynikający z Transparency II) nie jest zaskoczeniem dla inwestorów. Dostawali oni na bieżąco wszystkie ważne informacje o spółce, jej biznesie i otoczeniu. Mogli je uwzględnić w swoich modelach wyceny i przewidzieć z dużą dokładnością wyniki finansowe.

Jeśli shorttermizm jest złem, to w którą stronę może ewoluować raportowanie w przyszłości? Być może w kierunku raportowania nieustannego. Nie ma żadnych przeszkód technicznych, by już dziś informacje z systemów finansowo-księgowych, a także wiele danych operacyjnych, były publikowane przez spółki w trybie 24/7. Te dane są przecież dostępne w ramach systemów wspomagających zarządzanie. Inwestorzy i analitycy zapytani, czy chcieliby je znać, odpowiedzieliby zapewne, że tak. Odsetek chętnych do otrzymywania informacji prawdopodobnie zmniejszyłby się, gdyby stanęli przed alternatywą „wiedzieć lub zarobić".

Reasumując, to głównie mentalna bariera powoduje, że dane z kokpitów menedżerskich (oczywiście nie wszystkie, a tylko wybrane – te, które są istotne dla inwestorów) nie są dziś dostępne na stronach internetowych relacji inwestorskich. Ich udostępnianie pozwoliłoby przecież rozwiązać częściowo problem niezwłoczności w publikowaniu poufnych informacji finansowych. W niektórych branżach, np. handlu detalicznego, widać tendencję do podawania pewnych kluczowych danych częściej niż w cyklu kwartalnym. Być może ktoś zdecyduje się wreszcie na publikowanie wybranych danych w trybie ciągłym online. Być może analitycy i inwestorzy wymuszą z czasem to samo na innych przedstawicielach tej branży, a potem całego rynku. Ale jak wtedy ktokolwiek będzie w stanie uzyskać przewagę informacyjną i zarobić? Na idealnie transparentnym rynku nie może być przecież żadnej zmienności, a zarabianie na giełdzie sprowadziłoby się do przyjemnego, choć cokolwiek nudnego inkasowania dywidend.

Komentarze
Zamrożone decyzje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Co martwi ministra finansów?
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów