W USA pewne jest już postawienie kolejnego falochronu w postaci ogromnego pakietu fiskalnego, który powstrzyma dalszą erozję koniunktury. Podtopienie grozi również krajom Starego Kontynentu.

W tym tygodniu Bank Anglii testował rynek bankowy w kwestii możliwości wprowadzenia ujemnych stóp procentowych, a EBC podniósł temat cyfryzacji eurowaluty. Działania te ukierunkowane są w pewnym stopniu na pobudzenie wzrostu poprzez zwiększenie cyrkulacji pieniądza (podaż już wzrosła). Zachęcanie konsumentów i wspomaganie kredytobiorców od indywidualnych, przez instytucjonalnych po państwowych ma jednak swoje konsekwencje. Rzut oka na rentowności obligacji krajów, które jeszcze do niedawna postrzegane były jako czarne owce eurostrefy, wskazuje na to, że papiery te przestały już pełnić rolę inwestycji budujących stopę zwrotu w ramach względnie bezpiecznej klasy aktywów. Przykładowo dziesięciolatki greckie, uwzględniając premię za ryzyko, płacą obecnie ok. 0,78 proc. Na drugim końcu spektrum ryzyka mamy niemieckie bundy, w które inwestycja utrzymywana do wykupu przynosi straty na całej krzywej dochodowości. Lokowanie środków w papiery uznawane dotychczas za bezpieczną przystań straciło już ekonomiczny sens, a teorie klasycznej dywersyfikacji stały się przeterminowane. Na rynku mówi się, że nie ma darmowego lunchu, obecnie bez podjęcia większego ryzyka trudno jednak nawet o drobną przekąskę. ¶