Na światowych giełdach dominuje kolor zielony. Czynnik ryzyka w postaci wojny handlowej USA–Chiny został już wyeliminowany?
Grzegorz Witkowski: Nie sądzę. Najpierw miał miejsce szczyt G20. Udało się wypracować wspólny komunikat, ale jest on na tyle rozwodniony, że niewiele z niego wynika. Po zakończeniu szczytu miała miejsce kolacja prezydenta Trumpa z prezydentem Chin. Udało się uzyskać tymczasowe zawieszenie broni, ale to wszystko, co postanowiono. Nie będzie podwyżki stawek celnych od 1 stycznia, ale nie jest tak, że coś się zmieniło na plus.
Giełdowe indeksy, w tym w Warszawie, jednak rosną. Inwestorzy się mylą, czy po prostu korzystają z okazji na odreagowanie ostatnich spadków?
Rynki były nisko w ostatnich tygodniach, bo ryzyko wojny celnej było mocno dyskontowane. Mamy chwilowe odbicie, ale nie sądzę, żeby to była trwała tendencja. To nie jest wojna o stawki ceł na samochody. Tu chodzi o walkę o globalną supremację. Chiny od 3 tys. lat są największą gospodarką świata, z małą przerwą na ostatnie 200 lat. Stany Zjednoczone zdają sobie sprawę, że rośnie im potężny konkurent, i próbują opóźnić rozkwit chińskiej gospodarki. Teraz taktycznie siadają do stołu, ale walka między tymi mocarstwami będzie trwała jeszcze długo. Wygranych w tej wojnie nie będzie.