Jesteśmy w bardzo ciekawym momencie rynkowym. Inwestorzy znowu kupują ryzykowne aktywa, co widać chociażby na warszawskiej giełdzie. Wygląda to trochę tak, jakby temat koronawirusa, jeśli chodzi o rynki, został na razie zamknięty. Na dobre wracamy więc do zwyżek? Inwestorzy znowu pokochali ryzyko?
Jest chyba za wcześnie, by mówić, że inwestorzy znowu pokochali ryzyko. Jeśli jednak spojrzymy na wykresy indeksów warszawskiej giełdy, to można zauważyć, że poziomy, jakie osiągnęliśmy w marcu, nie były przypadkowe. To daje nadzieję, że niżej już nie zejdziemy i to właśnie był dołek. Dzięki temu nieco optymistyczniej można patrzeć na to, co się dzieje. Teraz natomiast jest szansa na przebicie poziomu 1650–1700 w przypadku indeksu WIG20. To pozwoliłoby wyjść z trwającego już siedem tygodni męczącego trendu horyzontalnego. Są do tego podstawy. Jeśli bowiem dodatkowo zestawimy dane dotyczące bezrobocia w Polsce z tym, co dzieje się na innych rynkach, to również nie wygląda to źle. Problemem według mnie są natomiast niespójne komunikaty rządu, które powodują, że nie ma przekonania i zaufania społeczeństwa do tego, co się dzieje, i w związku z tym nie ma aż tak dużego powrotu popytu i konsumpcji ze strony społeczeństwa na takim poziomie, jakiego oczekują inwestorzy.
Kiedy w marcu doszło do dużej wyprzedaży mówił pan dla „Parkietu", że może dojść do odbicia „zdechłego kota". Jeśli jednak uda się wyrwać z konsolidacji, to o jakich poziomach docelowych w przypadku WIG20 możemy mówić?
Jeśli faktycznie doszłoby do wybicia, to z dużą przyjemnością anulowałbym tę opinię o odbiciu „zdechłego kota". Wtedy bowiem otworzyłaby się szansa na kolejne zwyżki o 200–300 pkt. „Zdechły kot" aż tak mocno się nie odbija. Według mnie najważniejsze będzie to, że jeśli faktycznie doszłoby do takich zwyżek, to w wartościach procentowych więcej niż 60 proc. spadku z marca zostanie odrobione. Percepcja i poczucia w takim scenariuszu będą sugerowały, że nic strasznego na kursach spółek się nie stało. Wtedy też inwestorzy będą znowu czekali na wyniki spółek w kolejnych kwartałach, a także zapowiedzi dywidendy w zdrowszych czasach. To, co może zacząć inwestorów niepokoić i co będzie powodowało większą niepewność, to zbliżanie się indeksu Nasdaq do szczytów. Owszem spółki IT są beneficjentami obecnej sytuacji, ale im bliżej historycznego szczytu, tym więcej będzie obaw i niepewności, czy te zwyżki uda się podtrzymać.
Na rynku nie brakuje głosów, że marcowe odbicie w Warszawie zostało zainicjowane przez inwestorów indywidualnych. Czy teraz nadchodzi czas inwestorów zagranicznych, patrząc na to, jak w ostatnich dniach zachowuje się złoty?