Ostatnie trzy tygodnie były na rynkach finansowych okresem paniki związanej z drugą falą epidemii Covid-19 w Europie i przywracaniem antyepidemicznych ograniczeń aktywności ekonomicznej. Pod koniec minionego tygodnia nastroje na rynkach wyraźnie się jednak poprawiły. Co stoi za tym przypływem optymizmu?
Myślę, że to jest przede wszystkim efekt pewnego rozdwojenia jaźni inwestorów. Z jednej strony są oni bombardowani złymi wiadomościami, szczególnie w Europie. Do niedawna stale słyszeli, że nie ma powrotu do lockdownów, a tymczasem lockdowny znów zostały wprowadzone. Z drugiej strony inwestorzy pamiętają to, co się wydarzyło wiosną. Wtedy zamknięcie gospodarek było momentem zwrotnym na rynkach. Mają też świadomość, że nie ma alternatywy dla ryzykownych aktywów, bo stopy procentowe są w okolicy zera i nie dają ochrony przed inflacją. Wcześniej czy później trzeba do ryzykownych aktywów wracać. Brak nowych złych wiadomości to sposobność do takiego powrotu.
Znów im gorzej w gospodarce, tym lepiej na rynkach, bo dłużej będzie utrzymywana stymulacyjna polityka makroekonomiczna?
Chyba każdy, a przynajmniej każdy ekonomista, zdaje sobie sprawę, że banki centralne nie są w stanie skompensować kosztów drugiej fali pandemii, bo ich działania już straciły skuteczność. Z perspektywy rynków dalsze luzowanie polityki pieniężnej też już niewiele zmienia. Rynkowe stopy procentowe, np. rentowności obligacji, też nie mają już dużej przestrzeni do spadku. Chodzi więc raczej o to, że inwestorzy, którzy nie załapali się na to odbicie na rynkach po marcu, mogą uważać, że teraz mają drugą szansę.