Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wygra Joe Biden. Donald Trump sugeruje, że będzie starał się zaskarżyć ten wynik. Jeszcze kilka tygodni temu to był najgorszy scenariusz dla rynków, tymczasem po wyborach w USA mamy zwyżki. Skąd więc ten optymizm, który widzimy na parkietach?
Przyznam szczerze, że mnie to dość mocno zaskoczyło. Założenie było takie, że jeśli wygra Donald Trump, to będzie to dobra informacja dla rynków akcji, w szczególności dla rynku amerykańskiego, a jak Biden to wręcz przeciwnie, bo będą dodatkowe podatki czy też działania związane z rozbijaniem pozycji monopolistycznej niektórych firm. Tak było jeszcze w wakacje, natomiast im bliżej wyborów, tym coraz bardziej zaczynało się to zmieniać. Patrząc na ostatnie tygodnie, można natomiast dojść do wniosku, że rynek szukał pozytywnych informacji, pod które można byłoby handlować. Największym zaskoczeniem jest jednak skala reakcji na wybory. Z jednej strony oczywiście usunęliśmy jeden z czynników ryzyka, wiemy, kto został wybrany na prezydenta USA. Skoro tak, to znowu można ruszyć z pracami nad pakietem fiskalnym, który ma pomóc gospodarce amerykańskiej, ale wprowadzenie go też trochę zajmie. Najbardziej zaskakująca jest reakcja rynku amerykańskiego. Od początku można było oczekiwać, że wybór Bidena będzie raczej pozytywny dla np. rynków europejskich czy też wschodzących. Ma on bowiem zupełnie inne podejście do handlu międzynarodowego niż Trump. Biden miał być natomiast największym zagrożeniem dla amerykańskich spółek technologicznych. Okazało się jednak, że ten czarny scenariusz się nie zmaterializował.
Czy ta euforia może się utrzymać?
Jeśli popatrzymy na twarde dane makroekonomiczne, to zbyt dużego powodu do optymizmu nie ma. Pandemia koronawirusa się dodatkowo nasila. Możliwe więc, że ten ubiegłotygodniowy rajd był jednak nieco trochę na wyrost. Oczywiście otwartym pytaniem pozostaje, co teraz zrobi faktycznie rynek.