Rok 2020 zapamięta pan głównie z wielkiej przeceny czy może jednak z wielkiej rynkowej okazji?
Chyba jednak to drugie. Jeśli patrzymy na rynek teraz, to widzimy, że chociażby indeksy amerykańskie wyszły na nowe historyczne szczyty. W 2019 r. szalała wojna handlowa, a indeksy też zdołały wypracować ponad 20-proc. zwyżki. Warunki do inwestowania więc sprzyjają. W stosunku do 2021 r. są spore oczekiwania, jeśli chodzi o powrót do normalności, ale pamiętajmy, że koronawirus w dalszym ciągu jest dużym zagrożeniem. Pojawiły się informacje o nowym szczepie wirusa w Wielkiej Brytanii. Jest to spory czynnik ryzyka, którego wcześniej nie było.
Nawet mimo wprowadzanych kolejnych obostrzeń perspektywa, że około połowy 2021 r. nastąpi powrót do normalności, powinna nadal napędzać indeksy. Gdyby jednak pojawiły się realne problemy z nowym szczepem koronawirusa, na który szczepionka nie byłaby skuteczna, to oczywiście bylibyśmy świadkami perturbacji. Ale inwestorzy powinni pamiętać o tym, co działo się w ostatnich dwóch latach. Cokolwiek się wydarzyło inwestorzy w pewnym momencie przystępowali do kupowania dołków i dzięki temu indeksy odrabiały straty. Mamy więc przed sobą wiele czynników ryzyka, ale nawet gdyby się one zmaterializowały, to trzeba pamiętać, że trend na rynku akcji pozostaje wzrostowy, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, i trudno z tym dyskutować. Pamiętajmy też, jak prowadzona jest polityka fiskalna i monetarna. To wszystko są czynniki wspierające ceny akcji.
Wspomniał pan o nowej odsłonie koronawirusa. W poniedziałek informacje na ten temat doprowadziły do wielkiej wyprzedaży na rynku akcji. Czy takie sytuacje to dobry moment na dobieranie akcji do portfela, czy jednak należy zachować ostrożność i obserwować, jak rozwinie się sytuacja?