Wtedy nie było aktywnego rynku złota, bo Roosevelt zabronił jego posiadania. Dopiero w 1971 r. było to odblokowane. Gdyby jednak wtedy surowce były aktywnie handlowane, to byłby wielki boom na tę klasę aktywów. W latach 70-tych w ciągu 10 lat wzrosła cena złota z 35 USD za uncję do 800 USD.
Na cenę złota wpływa kilka elementów. Dobrze patrzeć na realne rentowności obligacji. W USA oczekiwania inflacyjne wynoszą 2,6 proc. Jeżeli wówczas rentowności obligacji wynoszą 1,36 proc., to mamy ujemną rentowność obligacji na poziomie 1,2-1,4. Przy takim układzie cena złota jeszcze nie rośnie dynamicznie. Jeżeli inflacja będzie się utrzymywała powyżej 4-5 proc. (może nawet będzie rosła do 10 proc.), to będziemy mieli gwałtowny wzrost od rentowności realnych, pod warunkiem, że nie będą rosły nominalne rentowności obligacji 10-letnich. Wówczas cena złota przekroczy 2-3 tys. dolarów za uncję. To jest mój podstawowy scenariusz.
Czyli lepiej teraz nie doważać amerykańskich obligacji skarbowych kosztem złota?
Oczekuję wyższej stopy zwrotu na rynku złota. Złoto to średniorocznie 10-20 proc. na plusie, a obligacji 1-2 proc. Wszystko zależy jednak od preferencji inwestorów. Jeżeli chcemy mieć portfel multiassetowy, to tam obligacje pełnią swoją rolę. To ubezpieczenie portfela, gdy następuje przecena na rynku akcji.
Na koniec pytanie o akcje value, spółek dojrzałych, często płacących dywidendy. To dobry moment, żeby patrzeć w tym kierunku? W ostatnich miesiącach takie spółki miały przewagę nad wzrostowymi technologicznymi. To się utrzyma?
Ta przewaga zaczęła się z wyborem Joe Bidena na prezydenta USA. Trwała nieprzerwanie przez siedem miesięcy do końca maja. W ostatnich miesiącach mamy lekką korektę na spółkach value.