Z bombą demograficzną w tle

Oficjalna państwowa emerytura jest najczęściej tylko jednym z kilku źródeł dochodów amerykańskiego emeryta. W USA zapobiegliwi inwestują pieniądze całe życie na indywidualnych kontach emerytalnych albo wypracowują dodatkowe świadczenia w formie planu emerytalnego w zakładzie pracy czy poprzez związek zawodowy. Każdy z filarów systemu boryka się z własnymi kłopotami.

Publikacja: 16.08.2005 09:45

Odpowiedź na pytanie o wysokość przyszłej emerytury zna każdy Amerykanin, który opłaca składkę ubezpieczenia społecznego Social Security (odpowiednik polskiego ZUS) i ukończył 25 rok życia. Raz w roku znajduje bowiem w skrzynce list zawierający najważniejsze informacje dotyczące wysokości przewidywanych świadczeń emerytalnych w przeliczeniu na dzisiejsze dolary. W przypadku średnio zarabiających, świadczenie nie przekroczy 30-40% obecnej pensji.

Państwowa

emerytura nie tuczy

Amerykański państwowy system emerytalny różni się bardzo od europejskich. Składki, a raczej podatki na ubezpieczenie społeczne Social Security, są stosunkowo niskie. Ponieważ uprawnienia emerytalne nabywa się już po zaliczeniu 40 kwartałów pracy, różnice w wysokości emerytur potrafią być znaczne. Świadczenie miesięczne może się wahać w granicach od kilkudziesięciu do ok. 1700 dolarów.

W USA składka emerytalna należy do najniższych wśród wszystkich państw wysoko rozwiniętych i wynosi 12,4%. Podobnie ma się rzecz z ubezpieczeniem zdrowotnym Medicare (2,9% zarobków brutto), pokrywającym koszty leczenia osób starszych. Płacą je równo po połowie pracodawca i pracownik. Tylko osoby pracujące na własny rachunek zmuszone są płacić składkę (Social Security+ Medicare) w całości.

Od reformy systemu emerytalnego nie da się uciec - co do tego zgadzają się wszyscy od kilkunastu lat. Nad Stanami Zjednoczonymi wisi bowiem bomba demograficzna: 77 milionów ludzi urodzonych w latach 1946-1964. To pokolenie baby boomers - wielkiego powojennego wyżu demograficznego. Stopniowe wchodzenie tych osób w wiek emerytalny doprowadzi obecny system Social Security do całkowitego załamania. Ostrzega przed tym prezes Rezerwy Federalnej Alan Greenspan, sugerując, że bez radykalnych zmian państwo nie będzie w stanie dotrzymać zobowiązań.

Istnieją cztery możliwości obniżenia obciążeń państwa. Pierwszy to podwyższenie składki emerytalnej. Kłopot w tym, że nikt nie chce płacić więcej. Nie znalazł się żaden polityk, który zaproponowałby podwyższenie stawki podatku emerytalnego.

Druga możliwość to zmiana systemu indeksacji emerytur. Rezerwa Federalna twierdzi, że obecny wzrost Consumer Price Index, według którego naliczane są świadczenia, jest wyższy od inflacji. Nie należy jednak o tym mówić głośno emerytom, którzy mają na temat tej ostatniej teorii zupełnie odmienne zdanie.

Popracują dłużej?

Kolejny ewentualny ruch to podwyższenie wieku, w którym uzyskać można prawo do pełnej emerytury. Problem w tym, że w USA ten manewr wykonano już kilkanaście lat wcześniej - wszystkie roczniki urodzone po 1960 roku będą miały prawo do pełnej emerytury dopiero po ukończeniu 67 lat. Padła co prawda propozycja, aby próg przesunąć jeszcze do 70, a nawet do 72 lat, za czym przemawiać mają wyniki sondaży. Siedmiu na dziesięciu mieszkańców USA nie ma zamiaru iść na emeryturę w wieku 65 lat. Amerykanie żyją coraz dłużej, zdrowiej i chcą przedłużać także okres aktywności zawodowej, ale kolejne podwyższenie wieku emerytalnego może być niepoprawne politycznie. Okazało się bowiem, że ofiarami pomysłu byliby przede wszystkim czarni mieszkańcy USA, którzy starzeją się szybciej. W kraju politycznej poprawności taki eksperyment byłby nie do przeprowadzenia, podobnie jak pomysły z obniżaniem realnej wartości świadczeń.

Została więc giełda i propozycja wprowadzenia indywidualnych kont oszczędnościowych (tym samym inwestowania części państwowych składek emerytalnych). Pomysł pomnażania funduszy emerytalnych na giełdzie, zgłaszany jeszcze przez prezydenta Billa Clintona i w zmodyfikowanej formie promowany przez obecną administrację (trafił do Kongresu, ale prace stanęły co najmniej do września), nie wszystkich zachwyca. W zeszłorocznej kampanii prezydenckiej Demokraci atakowali go zajadle. W ciągu minionych 70 lat wskaźnik Dow Jones potrafił w ciągu jednego roku odchylać się w granicach +54%/-46%. Dalsze uzależnianie przyszłości milionów Amerykanów od kapryśnej giełdy to igranie z ogniem - ostrzegają politycy z lewej strony sceny politycznej, a wtórują im niektórzy ekonomiści. Mają na to konkretne dowody: spadek na amerykańskich giełdach po 2001 roku spowodował, że co piąty pracownik w USA, który ukończył 50 rok życia, musiał odłożyć na później moment przejścia na emeryturę. Szacuje się, że około 3% wszystkich osób w wieku poprodukcyjnym zostało zmuszonych do powrotu do pracy.

Pułapki trzeciego filaru

Pieniądze Social Security nie byłyby jedynymi, jakie Amerykanie zainwestowali na giełdzie z myślą o latach dostatniej starości. Od wielu lat w USA funkcjonuje prywatny "trzeci filar", w postaci indywidualnych kont emerytalnych, planów emerytalnych oferowanych przez pracodawców czy ubezpieczeń na życie. Odkładaniu na prywatną emeryturę sprzyjają liczne ulgi podatkowe. Pieniądze zainwestowane w ten sposób na giełdzie, najczęściej za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych, liczy się dziś w bilionach dolarów.

Każde amerykańskie małżeństwo o średnich dochodach może mieć swój mały, prywatny "trzeci filar" - i odłożyć rocznie do 6000 USD na prywatnym koncie emerytalnym, założonym w banku, funduszu powierniczym czy u maklera na koncie IRA (Individual Retirement Account). Kwoty te można odliczyć od podstawy podatku dochodowego PIT, pod warunkiem że pieniądze wybierane będą w wieku emerytalnym. PIT płaci się na emeryturze, ale najczęściej podatnik jest już wówczas w niższym przedziale podatkowym. Istnieją też konta Roth IRA, będące podatkową odwrotnością IRA - wpłaca się na nie pieniądze już opodatkowane w danym roku, ale zyski kapitałowe lub z odsetek po przejściu na emeryturę są od tego podatku zwolnione.

Z podobnych ulg co IRA korzystają osoby uczestniczące w programach sponsorowanych przez pracodawców 401 (k) i 403 (b) czy samozatrudniający się. W tym roku amerykański pracownik może odłożyć w nich do 14 tys. dolarów, ale w przyszłym roku suma wzrośnie do 15 tysięcy. Zaletą tego rodzaju planów jest możliwość dopłaty do konta ze strony pracodawcy (matching contributions) - najczęściej w formie 10-20 centów dodawanych do każdego odkładanego dolara.

Większość amerykańskich rodzin przyznaje się jednak w sondażach, że nie odkłada wystarczająco dużo pieniędzy, aby zapewnić sobie godziwą emeryturę. Jak wynika z badań organizacji konsumenckich, prawie 60% ankietowanych oczekuje zasadniczego obniżenia standardu życia po zakończeniu pracy zawodowej. Tylko 44% rodzin uważa, że odkłada wystarczająco dużo, aby zapewnić sobie po osiągnięciu wieku emerytalnego porównywalną do obecnej stopę życiową. 56% badanych twierdzi, że nie jest w stanie zrealizować planów o dostatniej starości.

Programy oferowane przez pracodawców mają poważne wady. Według badań przeprowadzonych przez Hewitt Associates, bardzo wiele osób inwestuje zbyt dużą część pieniędzy na kontach emerytalnych w akcje własnej firmy. Wśród spółek, które dają możliwość inwestowania we własne papiery wartościowe, w akcjach firmy lokowano średnio około 40% aktywów - stanowczo za dużo, aby mówić o dywersyfikacji inwestycji. Oznacza to, że około 1,5 miliona osób w USA może znaleźć się na starość w poważnych kłopotach finansowych w razie bankructwa własnego przedsiębiorstwa.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego