Burza lustracyjna ostatnio nieco ucichła. Nie dajmy się jednak zwieść pozorom. Wichry historii wieją już z potężną siłą i nie ominą niczego po drodze. Ciemne chmury zebrały się niedawno nad Kościołem. Pioruny, jak zawsze, ciskają politycy. Co z gospodarką, gdzie jeszcze panuje względny spokój? Pewne jest, że i ona zostanie z czasem "zlustrowana". A w każdym razie, że będą takie próby. Są już zresztą szczątkowe przykłady: albo oddolne, jak PKO BP, albo odgórne niejako - czyli TVP ostatnio, czy Polsat wcześniej.
To jest może dobry moment, żeby zapytać, czy w ogóle te same kryteria, które stosuje się w przypadku świata polityki, albo nawet Kościoła, można przykładać do gospodarki. Czy np. przeszłość i zachowanie kluczowych menedżerów ma jakieś znaczenie, zwłaszcza w kontekście efektów ich pracy. Sprawa nie jest chyba błaha.
Oczywiście, prezes, który zdradza i okłamuje żonę, postępuje nieetycznie - zgódźmy się, że przynajmniej z powodu kłamstw. Ale akcjonariuszom jest z grubsza wszystko jedno, jak spędza wolny czas i z kim. Liczy się to, jakim jest menedżerem. Jak obraca i zarządza ich majątkiem. Podobnie rzecz się ma pewnie z jego kontrahentami. Wyjątkiem są może fundusze inwestycyjne, dobierające lokaty według kryteriów światopoglądowych. Ale to inna bajka.
Czy to znaczy, że "służbowy" rodowód jest bez znaczenia? Niezupełnie, bo łamanie prawa, czy "tylko" chodzenie na pasku służb z bandycką proweniencją, a zdradzanie żony to jednak dwie różne rzeczy. Chodzi choćby o to, że to drugie nie musi i z reguły chyba nie ma żadnego wpływu na pracę, a to pierwsze - może mieć, a i owszem. Może być - z różnych przyczyn - nawet rozstrzygające, jeśli chodzi o decyzje podejmowane przez prezesa, kierownika czy urzędnika. Może wpływać na dobór kontrahentów, wyniki przetargów, decyzje personalne, finansowe, nie wspominając nawet o zaufaniu, którego znaczenie tak często i chętnie podkreśla się w opracowaniach dotyczących ekonomii. I dlatego to, czy jakiś np. prezes był, czy nie był agentem szemranych służb zniewolonego państwa (Anglicy pewnie z MI5 czy MI6 po prostu nie mają tego problemu...) to, wbrew pozorom, ważna informacja biznesowa.
To sprawia na przykład, że państwo ma prawo, a może i obowiązek, także pod tym kątem analizować, komu powierza majątek w zarządzanie. I nie ma co się dziwić. A co z prywatnym biznesem? To jasne: akcjonariusze mają prawo zatrudniać, kogo chcą. Ich sprawa - czy w ogóle chcą wiedzieć, kogo zatrudniają. A jeśli chcą i wiedzą, jaki z tego robią użytek.