Wielu inwestorom giełdowym spodobała się zapowiedź zmian i akcje podrożały o 3 proc. Później kurs poszedł w górę o kolejne 4 proc. Częściowo zdecydowała o tym reputacja Yanga. Uchodzi on za lepszego znawcę technologii niż Semel, który pozostaje w firmie na stanowisku szefa rady nadzorczej.
Analitycy są jednak ostrożni. Yang ma zatrudnić nowych inżynierów i udoskonalić technologie, by odzyskać utracony teren. Niektórzy udziałowcy boją się, że zapowiedzi nowego szefa firmy mogą oznaczać zwiększone wydatki, które nie przełożą się na wyniki finansowe.
- Muszą zdefiniować plan gry technologicznej - uważa Anthony Valencia, analityk TCW Group. Jego zdaniem, w lepszej sytuacji finansowej jest Google i jeśli dojdzie do rywalizacji na płaszczyźnie wydatków, Yahoo ją przegra.
Dysproporcja rzeczywiście jest duża. Na koniec marca tego roku Google dysponowało 11,9 miliarda dolarów w gotówce i papierach wartościowych. Możliwości Yahoo pod tym względem to tylko 3,13 mld USD. Także na giełdzie Google zyskało przewagę, gdyż akcje tej spółki w ubiegłym roku podrożały o 32 proc.
W minionym tygodniu akcjonariusze podczas walnego zgromadzenia przygwoździli Semela serią pytań, które dotyczyły strategii, a także jego wynagrodzenia. Wprawdzie w ubiegłym roku jego pensja wyniosła jednego dolara, ale w gruncie rzeczy dzięki darmowym akcjom zyskał ponad 70 milionów dolarów.
Pat Becker, zarządzający w Becker Capital Management, uważa, że Yahoo próbowalo odegrać zbyt wiele ról, by spełnić odmienne oczekiwania klienteli. Teraz musi zawęzić pole działania i bardzo wyraźnie sprecyzować strategiczne cele.