Zapowiada się ciekawe lato. Miało być window dressing na koniec półrocza, a nie było. Miało spadać w wakacje, a rośnie. Zachowanie naszych indeksów giełdowych jest coraz mniej przewidywalne. Brak głębszej korekty od kilku miesięcy sprawia, że wyczekiwanie na spadki z dnia na dzień jest coraz większe. Trwa wręcz swoistego rodzaju obsesja, że musi wreszcie spaść. Trudno odmówić racji pesymistom, przecież jak ktoś pięknie powiedział "drzewa nie rosną do nieba", więc i ceny akcji nie mogą rosnąć w nieskończoność. Sam spadek cen akcji na giełdzie jest pewny i tu nikt nie ma złudzeń. Rozbieżności polegają na określeniu głębokości i czasu trwania korekty. Ciągły napływ nowych środków do funduszy inwestycyjnych sprawia, że korekta jest trudna do przewidzenia. Zarządzający są "zmuszeni" do kupowania akcji. Komunikaty o przekraczaniu przez instytucje finansowe progów 5 czy 10-proc. są powszechne i coraz częściej ignorowane przez rynek. Kłopot z nadpłynnością mają nie tylko nasze fundusze, ale i zarządzający niemal na całym świecie. Stopy procentowe są wciąż na bardzo niskich poziomach, a ostatnie symboliczne podwyżki nie są w stanie zniechęcić społeczeństwa w coraz większym zadłużaniu się. Żyje nam się coraz lepiej, więc trudno się dziwić, że korzystamy z kredytów.

Pierwszy tydzień lipca przyniósł wzrosty głównie większych spółek. Powrót hossy zawdzięczamy Amerykanom. Dolar obrał kierunek na południe i regularnie traci do innych walut. To oczywiście przekłada się na surowce. Ceny miedzi są blisko rekordów, a ropa jest najdroższa od 10 miesięcy. Idąc tą drogą dalej dochodzimy do spółek surowcowych, które zyskują na wartości głównie dzięki wysokim cenom surowców. Nie jest to jedyny powód wzrostu cen akcji tych spółek. Najważniejszym, moim zdaniem, powodem jest fakt, że spółki paliwowe nie uczestniczyły w ostatnim półroczu w hossie. Awersja do ryzyka powoduje, że zarządzający funduszami wybierają coraz częściej spółki defensywne do swoich portfeli, czyli takie, na których w razie załamania koniunktury nie można wiele stracić. Stąd moda na sektor paliwowy i wiecznie niechciane spółki z sektora IT (patrz: Prokom, ABG).