Początek sesji był optymistyczny. Kontrakty zaczęły notowania na poziomie o ponad 50 pkt wyższym od poprzedniego zamknięcia. To był efekt wyznaczenia przez indeksy na amerykańskim rynku akcji nowych rekordów. Zarówno średnia przemysłowa Dow Jones, jak i indeks SP500 zamknęły się na najwyższych w historii poziomach. To musiało oddziaływać i na nasz rynek. Tym bardziej że jeszcze dwa dni temu gracze znad Wisły przestraszyli się spadku o ok. 1 proc. na nowojorskich giełdach. Silny wzrost w USA pokazał jeszcze raz, która strona rynkowej gry utrzymuje nadal przewagę. Można się spierać co do racjonalności tego stanu rzeczy, ale z faktami dyskutować nie można. Rynek zawsze ma rację.
Mocny początek sesji nie przełożył się niestety na równie mocną całą sesję. Okazało się, że otwarcie było na tyle wysokie, że wyczerpało cały potencjał popytu. Przez resztę dnia strona, która miała mieć tego dnia przewagę, była w defensywie, powoli oddając to, co udało się zyskać na początku. Na rynku terminowym widać było małe szarpnięcia cen w górę, ale nie znalazły one naśladowców wśród graczy operujących na rynku akcji. Z tego powodu indeks powoli się osuwał.
Przed sesją przypuszczałem, że być może dojdzie do ataku na rekordy hossy. Nic takiego się nie stało. Popyt zgasł tuż po rozpoczęciu notowań. Ta słabość popytu z pewnością może rozczarować posiadaczy długich pozycji. Faktem jest jednak, że niczego ona nie zmieniła. Ceny nadal pozostają między rekordowymi szczytami a poziomami wsparcia. Sama sesja zakończyła się wzrostem cen o 1 proc. Brak próby ataku na rekordy nie jest jeszcze powodem do ogłaszania kapitulacji byków. Powodem do niepokoju mogłoby być przebicie wsparć, a do tego sporo nam w tej chwili brakuje.
Tydzień zaczęliśmy rekordem, a kończymy pod jego poziomem. Skala przeceny nie była znacząca i nadal należy się liczyć z tym, że ceny mają większe szanse na wzrost niż spadek. Szczególnym wydarzeniem tego tygodnia było zapewne zniknięcie z rynku kilkunastu procent otwartych pozycji. W czwartek w ciągu kilku godzin ktoś zamknął ponad 10 tys. kontraktów. Zważywszy na ruch cen w chwili zamykania, można przypuszczać, że stroną aktywną był popyt, a więc ktoś redukował krótkie pozycje. Wygląda na to, że obóz niedźwiedzi stracił na liczebności, ale nadal jest on duży. Za duży na szczyt hossy.